Serial komediowy z PiS i Porozumieniem (Porozumieniami) w rolach głównych jeszcze potrwa. Gagów, pardon, newsów dostarcza niemal każda godzina. Warto te wydarzenia śledzić (zauważalnie rośnie popyt na popcorn), ale warto też spojrzeć na nie z pewnego dystansu.
Czytaj też: Plan Gowina?
Wszyscy wiedzą, o co chodzi
Jasne jest, że oglądamy próbę zjedzenia Porozumienia – jako quasi-osobnej partii – przez Jarosława Kaczyńskiego. Reszta to w gruncie rzeczy didaskalia. Owszem, trzyletnia kadencja Gowina trwa już rok szósty, bałagan w papierach jest faktem, a część działaczy narzeka na autorytarne zapędy prezesa (w PiS na pewno mieliby lżej), ale żadnego puczu by nie było, gdyby nie zdecydował o tym Kaczyński.
Wie to Gowin, wie to Adam Bielan, wiedzą to wszyscy zainteresowani – łącznie z Jackiem Kurskim, który wyciął z programów gowinowców (a człowiek Bielana ma wejść do zarządu TVP). W związku z tym rodzi się pytanie: dlaczego Kaczyński to robi? Po licznych rozmowach z aktorami tego widowiska mam jedną odpowiedź: nie wiadomo. W działaniach PiS przeciw Gowinowi (jeśli odrzucimy hipotezę, że Kaczyński gra na rozpad koalicji i przyspieszone wybory) nie widać ani krzty sensu.
Czytaj też: Coraz mniej zjednoczona prawica
Gdyby chociaż się udało
Pretekstem do akcji Bielana były oczywiście pogłoski o tym, że wicepremier spiskuje z opozycją, że potajemnie spotkał się z