PO od lat zmaga się z tym samym problemem: nie potrafi obsługiwać politycznej codzienności. Jej przekaz zazwyczaj jest sztampowy, banalny, nie przykuwa uwagi. A to i tak nie najgorzej, bo często kompletnie się zrywa i wtedy Platformy ani widu, ani słychu. Ta słabość powoduje, że opinia publiczna co jakiś czas wyciąga liderów PO za uszy, aby wreszcie coś mocnego pokazali. Oni się wtedy sprężają, pompują balonik oczekiwań, wymyślają na poczekaniu fajerwerki – bo musi być głośno i z poświatą, choć niekoniecznie z sensem – a i tak na końcu jest zawsze niedosyt.
Nie inaczej jest tym razem. W ostatnich miesiącach Platforma zmarnowała więcej szans niż w całej poprzedniej kadencji. Zniknęła z widoku akurat wtedy, kiedy była najbardziej potrzebna. W głębokim kryzysie rządów PiS, przy niespotykanych dotąd społecznych napięciach. Kiedy po raz pierwszy od dawna pojawiło się aż tyle miejsca na nową nadzieję? Okazało się jednak, że to Szymon Hołownia najlepiej sobie obecnie radzi w roli jej dostawcy, czego konsekwencją były ostatnie sondażowe spadki Platformy i utrata bezpiecznej dotąd pozycji lidera opozycji. W tej sytuacji spanikowanym liderom PO nie pozostało nic innego, jak ogłosić ofensywę, aby choć spróbować zahamować fatalną dla nich dynamikę. Tylko czy da się odrobić stracone miesiące w jeden dzień?
Czytaj też: Gorzka dwudziestka Platformy
Pułapka 276
Z zapowiedzi wynikało, że Platforma przedstawi w sobotę plan, jak pokonać PiS. Co samo w sobie brzmiało już szalbierczo, gdyż trudno cokolwiek planować w rzeczywistości skrajnie chaotycznej i nieprzewidywalnej.