Pięciolecie swoich rządów na Woronicza Jacek Kurski podsumował konferencją prasową, na której pochwalił się wielkimi sukcesami oraz odpowiedział na pytania wyselekcjonowanych wcześniej dziennikarzy. Standardom telewizji, już tylko z rozpędu nazywanej jeszcze publiczną, stało się więc zadość.
Prawdziwe clou obchodów miało jednak miejsce na łamach tygodnika „Sieci”. Na pięciu kolumnach okładkowego wywiadu Kurski snuje tam mrożącą krew w żyłach opowieść o nierównej walce dobra ze złem. Mroczne siły zewsząd napierają, szturmując frontalnie bądź uprawiając dywersję na zapleczu frontu. Obóz „dobrej zmiany” zaczyna już się chwiać, toczony wirusem „straszliwej mimikry”, postaw kapitulanckich, nawet zdrady. Nie brak bowiem i takich, którzy – z kontekstu wynika, że chodzi o premiera Morawieckiego – chcieliby „potańcować z wrogiem”.
Powiada na to prezes telewizji „publicznej”: „To, która z tych tendencji zwycięży, godnościowa, podmiotowa, wyrażająca aspiracje polskie, czy ta strachliwa, udająca, zdecyduje o możliwości zyskania przez obóz dobrej zmiany trzeciej kadencji. (…) Szanse jeszcze są, ale maleją z każdym dniem”.
Sztuka aktorska
Jest jednak na szczęście wysunięty przyczółek, dumna telewizyjna reduta, skąd bohaterscy obrońcy wolności powstrzymują wroga. Owszem, bywało ciężko („Walczyliśmy środkami konwencjonalnymi, tradycyjną telewizją, z atakiem wroga dysponującego najnowszymi broniami hybrydowymi”), ale dzielnie trwają na posterunku. O co walczą? O „pluralizm”, „prawdę”, „polską rację stanu”. Stawka jest ogromna, więc walczyć trzeba każdym materiałem, komentarzem, relacją. Przestrzega bowiem niezłomny komendant, że „jak zniszczą obecną TVP, to z dobrą zmianą – za pomocą falowo organizowanych kampanii kłamstw – poradzą sobie szybko”.