Z wywiadu Andrzeja Dudy dla TVN24 chyba największe wrażenie zrobił ten fragment, w którym prezydent, odnosząc się do szykan, jakim poddawani są niezależni prokuratorzy (delegowani, a właściwie deportowani w odległe rejony kraju), skwitował je nonszalancką uwagą, że „jeśli im się nie podoba, to mogą przecież zmienić zawód”. Rzucone lekko zdanie odsłoniło nie tylko sposób myślenia samego Dudy, ale też aksjologię całej jego formacji. Rekonstruuję: cóż z tego, że komuś dzieje się jawna krzywda, że naruszane są prawa pracownicze i zawodowa godność, że zwierzchnicy zachowują się jak właściciele niewolników – jeśli się sprzeciwiasz władzy, jedyna dobra rada to odejdź, usuń się – albo „się nie dziw”.
Przy zachowaniu wszelkich proporcji, przypomina to przekaz, jaki Putin wysyła Nawalnemu i jego zwolennikom, a każda satrapia świata swojej opozycji: w tym państwie nie ma dla was miejsca, nie macie tu żadnych własnych praw. Łatwo tą narracją Dudy objąć każdą, nie dość pokorną, grupę zawodową: sędziów (jeśli wam – sędziowie Tuleya, Morawiec, Juszczyszyn i inni – się nie podoba, odejdźcie z zawodu; nowy KRS wskaże następców); nauczycieli i profesorów akademickich (jeśli zalecenia ministra Czarnka wam się nie podobają, to...), policjantów, urzędników państwowych, lekarzy (pamiętamy okrzyk posłanki PiS „Niech jadą!”) czy ludzi kultury uważających, że za przymusowe bezrobocie należy im się budżetowa rekompensata, bez łaszenia się do władzy. Patologia systemu PiS polega na tym, że zarząd państwa obsadza się w roli Władcy, szafarza dóbr, pana ludzkich losów i sumień; że kolejnym instytucjom odbierana jest autonomia, a ich kadrom poczucie stabilności zasad, służby państwu i osobistego bezpieczeństwa.
Jeśli Andrzej Duda chciał o swoim istnieniu publicznie przypomnieć, to wybrał fatalną formę i moment.