Rozmowa z Marcinem Samselem, ekspertem ds. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego, wykładowcą Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego w Gdyni.
CEZARY KOWANDA: Kiedy jako specjalista zarządzania kryzysowego obserwuje pan Narodowy Program Szczepień, na co zwraca pan przede wszystkim uwagę?
MARCIN SAMSEL: Na jego upolitycznienie i centralizację, dwie fatalne cechy.
Czytaj także: Po szczepienia ruszyła druga fala. I znów jest powódź
Zacznijmy może od tej pierwszej. Premier Morawiecki zaprasza przecież opozycję do rozmów i apeluje o apolityczność.
Słusznie, ale należało to zrobić na jesieni, przy planowaniu tego programu, a nie dopiero teraz. Szczepieniami powinni kierować fachowcy, a nie politycy, którzy nie mają do tego merytorycznego przygotowania. Nawet jeśli premier spotka się z przedstawicielami opozycji, co ma z tego wyniknąć? Potrzebujemy konkretnego lidera, który będzie dowodzić tym ogromnym przedsięwzięciem. Ja dzisiaj nie wiem, czy liderem jest minister Dworczyk, premier Morawiecki, czy minister Niedzielski.
A jakie są skutki centralizacji?
Wojny nie wygrywa się w sztabie generalnym, tylko na froncie. Tymczasem przyjęliśmy model centralnego planowania rodem z poprzedniego ustroju. Efekt, który nastąpił, można było przecież przewidzieć. Zachowanie ludzi w sytuacjach kryzysowych jest zawsze takie samo – walczą o życie. Formą tej walki jest dziś chęć jak najszybszego zaszczepienia się. W grupie „0” mamy ponad milion osób, a Polaków powyżej 70. roku życia jest blisko 4 mln. Tymczasem łącznie w pierwszym kwartale do dyspozycji będzie tylko 3,5 mln szczepionek. W takiej sytuacji chaos był nieunikniony.
Co zatem należało zrobić inaczej?
Przede wszystkim odwrócić cały proces. To nie obywatele mają godzinami wydzwaniać na jedną, centralną infolinię albo tłoczyć się przed przychodniami. To państwo zaprasza poszczególnych obywateli na szczepienia, kontaktując się z nimi. Oczywiście oddolnie, na poziomie gminy. Tam należało najpierw zebrać informacje o tym, kto chce się zaszczepić, kto nie chce, a kto nie może, bo np. przebywa za granicą albo nie jest w stanie dotrzeć do punktu szczepień z powodów zdrowotnych czy braku transportu. My dziś nie mamy w ogóle takiej wiedzy, chociaż przecież w każdej gminie są zespoły zarządzania kryzysowego. Z powodu centralizacji nie zostały w ogóle wykorzystane.
Czytaj także: Laptop, telefon, mróz. Polacy w kolejce na szczepienia
Skorzystali ci, którzy zdążyli się zapisać jako pierwsi.
Skutkiem ubocznym jest np. zjawisko, które możemy nazwać turystyką szczepionkową. Niektórzy seniorzy będą musieli pojechać kilkadziesiąt albo kilkaset kilometrów, bo udało im się znaleźć ostatnie wolne terminy, ale daleko od domu. Z jednej strony rząd apeluje, aby seniorzy zostali w domu, a równocześnie system szczepień niejako zachęca do długich i potencjalnie niebezpiecznych dla zdrowia podróży. To zresztą nie jedyna niekonsekwencja.
Jakie są inne?
Przede wszystkim nie zmienia się reguł w trakcie gry. Najpierw miała zostać zaszczepiona grupa „0”, czyli cała służba zdrowia. Jednak zanim zakończono ten proces, już ruszyły szczepienia grupy „1”. Nieustannie zmienia się katalog osób traktowanych priorytetowo. Pojawiają się i znikają prokuratorzy. Nie znaczy to, że nie ma uzasadnienia dla przywilejów dla niektórych zawodów. Jednak powinno to być poparte analizą, której brakuje. Priorytet dla policjantów z wydziałów patrolowych, mających każdego dnia kontakt z wieloma osobami, wydaje się sensowny. Ale prokuratorzy czy agenci CBA takich przywilejów mieć z pewnością nie powinni.
Czytaj także: Narodowy Plan dla Swoich. Szczepienia już się sypią
Rząd odpowiada, że wszelkie problemy to efekt zbyt wolnych dostaw szczepionek.
A w tym samym czasie okazuje się np., że przez dwa tygodnie w magazynie leży 20 tys. szczepionek Moderny, bo nie było gotowego planu ich dystrybucji. Teraz dopiero dowiadujemy się, że trafią do szpitali węzłowych i do dalszej dystrybucji. Zmiany w harmonogramie dostaw od Pfizera są niewielkie, a liczba zakontraktowanych dostaw w pierwszym kwartale ma zostać dotrzymana.
Czy brak odpowiednich analiz przy tworzeniu Narodowego Programu Szczepień nie jest mimo wszystko zaskakujący? Przecież to od jego powodzenia zależy otwarcie gospodarki, powrót do normalności, odciążenie służby zdrowia.
Tak, ale przecież także wprowadzanie i likwidowanie różnych ograniczeń epidemicznych odbywa się od wielu miesięcy bez żadnych głębszych analiz. Dowiadujemy się, że premier spotyka się z jakimiś ekspertami, i zaraz potem informuje o nowych restrykcjach lub ich cofaniu. W tym kontekście konstrukcję programu szczepień trudno, niestety, uznać za dużą niespodziankę.
Czytaj także: Ile szczepionek się marnuje? Dlaczego trzeba je wyrzucać?