Chocholi taniec trwa. Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk został wybrany przez Sejm na Rzecznika Praw Obywatelskich. Dostał 233 głosy. Ale nie zaakceptuje go Senat, gdzie przewagę ma opozycja.
Czytaj też: Rzecznik władzy. Co oznacza kandydatura Wawrzyka na RPO?
Wawrzyk, kolejny posłuszny urzędnik
Jedyną zaletą wiceministra Piotra Wawrzyka, jeśli chodzi o kandydowanie na urząd RPO, jest to, że ma poparcie rządzącej koalicji (choć posłanka Małgorzata Janowska się wyłamała i głosowała przeciw). Poza tym nie ma potrzebnej wiedzy ani doświadczenia, ani zainteresowania prawami człowieka. W tych sprawach odznaczył się głównie wypowiedzią, że w walce z terroryzmem władze powinny kierować się zasadą odpowiedzialności zbiorowej (czyli rodzina podejrzanych o terroryzm też powinna podlegać represji).
Wawrzyk jest posłusznym urzędnikiem i takim właśnie byłby RPO. Podobnie jak Jan Nowak, były radny PiS, na stanowisku szefa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który współdziałał z władzą, by nie ujawniać list poparcia do neo-KRS. Podobnie jak Mikołaj Pawlak na urzędzie Rzecznika Praw Dziecka, którego głos słychać głównie w chórze nagonki na osoby LGBT, także te przed 18. rokiem życia, i który publicznie twierdził, że grasują szajki edukatorów, wychwytujących dzieci i farmakologicznie zmieniających im płeć. Czy Adam Abramowicz na stanowisku rzecznika małych i średnich przedsiębiorstw – nie słychać go, gdy zdesperowani przedsiębiorcy domagają się pomocy państwa w czasie pandemii, której iluzje dostają w kolejnych „tarczach”.
Czytaj też: Anty-Bodnar. Marcin Warchoł, nowy pełnomocnik rządu
PiS nie chce RPO w realu
Ciągnący się od pięciu miesięcy serial będzie trwał. Chyba że Trybunał Julii Przyłębskiej nie odroczy po raz szósty rozpatrzenia wniosku posłów PiS o uznanie, że pełnienie obowiązków przez dotychczasowego RPO do czasu wyboru nowego jest niezgodne z konstytucją. Kolejny termin na zbadanie go wyznaczono na 11 lutego.
Jeśli Trybunał Przyłębskiej orzeknie zgodnie z wolą władzy – PiS pozbędzie się kłopotu z wyborem następcy Adama Bodnara. I samego Adama Bodnara. I w ogóle urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich. Urząd będzie w konstytucji, ale nie będzie go w realu, bo nie będzie osoby, która by go objęła. A wtedy władza nie będzie miała problemu z wystąpieniami RPO – np. w sprawie bezprawności działania wobec prokuratorów zsyłanych setki kilometrów od domu, odbierania sędziom immunitetów, w sprawie bezprawności antycovidowych zakazów nakładanych rozporządzeniami, zatrzymań i bicia demonstrantów przez policję. Nie będzie się również musiała borykać z wyrokami w sprawach wnoszonych przez RPO, np. w kwestii bezprawności zarządzenia przez premiera „wyborów kopertowych” albo uchwał „anty-LGBT” przyjmowanych przez niektóre samorządy.
Zobaczymy, czy Trybunał Przyłębskiej orzeknie zgodnie z wolą PiS. Ostatnio robi to niechętnie. Sędziowie chyba dość mają roli chłopców do bicia po reakcji opinii publicznej na wyrok antyaborcyjny. Mogą nie chcieć spełnić kolejnego oczekiwania. Więc Adam Bodnar będzie dalej pełnił funkcję obrońcy praw obywatelskich. Na razie wygląda na to, że władza boi się sama usunąć go z urzędu – np. tworząc w ustawie stanowisko p.o. Rzecznika Praw Obywatelskich i biorąc odpowiedzialność na własne barki.
Czytaj też: Dlaczego PiS nie wybiera nowego RPO