Gdy minister zdrowia w ubiegły poniedziałek ogłosił przedłużenie narodowej kwarantanny do końca stycznia, pierwsi zbuntowali się górale. Za nimi ruszyli przedsiębiorcy z całej Polski, głównie hotelarze i restauratorzy. Według wstępnych szacunków – wbrew rządowemu zakazowi – otworzyło oficjalnie swoje podwoje ponad 100 lokali gastronomicznych i hoteli. Może to jeszcze niewiele, ale przyłączają się kolejne. Wielu przedsiębiorców zapowiada przyłączenie się do akcji lada moment. Część z nich zapewne czeka na reakcję rządu. Dorzuci pieniędzy z tarczy? Zasypie mandatami? Ten tydzień z pewnością zdecyduje, czy akcja ruszy pełną parą, czy przycichnie. Ale wiadomo już, że przygotowywana jest druga fala – czyli otwarcie stoków i wyciągów. Ma ruszyć 1 lutego. Tego dnia swoje otwarcie zapowiada też branża fitness. Wysłała list do premiera, by wspólnie uzgodnić zasady związane z reżimem sanitarnym.
Do tej pory ograniczenia pandemiczne traktowano sprytem. Do jednej z warszawskich siłowni wchodzi się od zaplecza, na oknach rolety. Od ulicy nic nie widać. – Gdy wszystkie siłownie były otwarte, przychodziło po 15 osób. Teraz ćwiczy około setki – opowiada dziewczyna zaraz po wyjściu z treningu. Solarium? Także nieczynne z powodu pandemii, ale pani w recepcji mruga okiem: – Usługa „kąpiel słoneczna” nie jest zakazana, zapraszam. I prowadzi prosto do maszyny z lampami UV. Osiedlowy bar U Stasia. Oficjalnie zamknięty, ale kłódki z drzwi zdjęte. Gospodarz wita wchodzących. – Lokal jest mój, a w rozporządzeniu lockdownowym napisano, że można zrobić przyjęcie na pięć osób. To robię, jestem u siebie, prawda? – mówi rozlewając przy barze klientom wódkę do kieliszków. Rotacja gości odbywa się na bieżąco, bo co rusz ktoś wychodzi na zewnątrz na papierosa.