Odwołanie przewodniczącego Leszka Mazura odbyło się w procedurze tajnej. Nie znamy powodu tej decyzji. Sam sędzia powiedział mediom, że poszło o pieniądze, jakie członkowie neo-KRS mieli „wyssać” z budżetu w sposób legalny, ale nieprzyzwoity.
Czytaj też: Polowanie na sędziów
Pieniądze
Media – „Dziennik Gazeta Prawna”, a potem RMF – ujawniły ten mechanizm: dzięki możliwości zwoływania zdalnych posiedzeń komisje działające w neo-KRS nie „zbierały się” jak dawniej w dniach posiedzenia Rady, tylko poza nimi. Dzięki czemu ich członkom przysługiwały dodatkowe diety. Zwołano 26 takich posiedzeń: komisji bibliotecznej i ds. ochrony danych osobowych, reformy wymiaru sprawiedliwości, kontaktów międzynarodowych i etyki. Według RMF Dariusz Drajewicz i Maciej Nawacki mieli zarobić na tym po ponad 20 tys. zł, Jędrzej Kondek – ponad 18 tys., Rafał Puchalski – ponad 16 tys., Arkadiusz Mularczyk i Teresa Kurcyusz-Furmanik – po ok. 15 tys., a Jarosław Dudzicz – ponad 14 tys.
W sumie koszt tych posiedzeń miał wynieść 160 tys. zł, ale Leszek Mazur zablokował wypłatę 51 diet na kwotę ponad 49 tys. Mało tego: potwierdził mediom istnienie procederu, ujawnił protokoły z posiedzeń i sumy.
W części utajnionej czwartkowego posiedzenia neo-KRS poseł Mularczyk (reprezentant Sejmu) zaprezentował opinię z sejmowego Biura Analiz, w której protokoły z posiedzeń komisji ujawnione przez Leszka Mazura uznano za dokument wewnętrzny i niepodlegający ujawnieniu.
Czytaj też: Gdy władza nie wykonuje wyroków
Nielojalność
Na sprawę pieniędzy jako przyczynę odwołania Leszka Mazura i rzecznika neo-KRS Macieja Mitery nie powołuje się prawdopodobny inicjator odwołania, czyli poseł Mularczyk. W części jawnej posiedzenia mówiono o „utracie zaufania”. O co może chodzić?
Może o to, że Mazur i Mitera zgodzili się wypowiedzieć w grudniu dla „Czarno na białym” TVN na temat sędziego Drajewicza i wystarczająco go nie bronili? W programie przedstawiono zawrotną karierę sędziego: w 2018 r. został członkiem neo-KRS. Wcześniej, we wrześniu 2017 r., jako sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa został wiceprezesem Sądu Okręgowego odpowiedzialnym za sprawy karne. Sędziowie SO w pracy go nie widywali. Prezeska (już była) Joanna Bittner w liście do ministra sprawiedliwości ujawnionym w TVN pisała, że nie wykonuje on swoich obowiązków, a ona – cywilistka – musi go zastępować. Zmniejszyła zakres jego zadań do kontaktów z ławnikami.
Drajewicz już kolejny raz był bohaterem programu „Czarno na białym”. Po poprzedniej audycji sędziowie SO w Warszawie, którzy krytykowali brak zaangażowania wiceprezesa w pracy, zostali wezwani przez zastępcę rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów Michała Lasotę do złożenia wyjaśnień.
Mazur i Mitera sędziego Drajewicza bynajmniej nie krytykowali, ale też nie wystąpili w jego obronie. No i pokazali się w TVN, czyli medium wrogim z punktu widzenia neo-KRS. To mogło być uznane za nielojalność.
Czytaj też: Listy wstydu. Kto przyłożył rękę do destrukcji KRS
Awanse
Od jakiegoś czasu neo-KRS nie jest już „biało-czerwoną drużyną”. Pierwszy zgrzyt pojawił się po wyborach prezydenckich, kiedy Maciej Nawacki zakwestionował prawo do zasiadania w Radzie Wiesława Johanna, przedstawiciela Andrzeja Dudy.
Nawacki to prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, który doprowadził do uchylenia immunitetu Pawłowi Juszczyszynowi za przyczynienie się do ujawnienia podpisów pod listami poparcia dla kandydatów do neo-KRS. Okazało się m.in., że sam Nawacki nie miał wymaganej ich liczby. W listopadzie zgłosił na posiedzeniu wątpliwość, czy wiceprzewodniczący Johann nadal zasiada w neo-KRS, skoro po wyborach Duda jest nowym prezydentem i powinien znowu mianować przedstawiciela w określonym czasie. Johann przedstawił dokumenty, że ma nominację, i to wydaną na dzień przed upływem terminu.
Dlaczego zaatakowano akurat Johanna? Może dlatego, że prezydent od blisko roku nie powołał do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego członków neo-KRS Rafała Puchalskiego i Dariusza Drajewicza, choć dostali pozytywną rekomendację Rady? Dlaczego nie mianował? Oficjalnie nie wiadomo. Ale m.in. właśnie Johann i Mazur wypowiadali się publicznie, że członkowie neo-KRS, dopóki są jej członkami, nie powinni stawać do prowadzonych przez ten organ konkursów na wolne stanowiska sędziowskie, bo nie wypada. Poza tym Drajewicz i Puchalski „przeskakiwali” dwa stopnie awansu: do SN startowali z pozycji sędziów sądów rejonowych. Są też uważani za ludzi Łukasza Piebiaka, byłego wiceministra sprawiedliwości zdymisjonowanego za aferę hejterską, ale przez wielu nadal uznawanego za „kadrowego” w sądownictwie. Słychać, że zadarcie z nimi to jak zadarcie z samym Zbigniewem Ziobrą.
Johann naraził się też Piebiakowi i Drajewiczowi, negatywnie opiniując kandydaturę znanej im sędzi Sądu Rejonowego w Myszkowie Agnieszki Pieńkowskiej-Szekiel do Sądu Okręgowego w Częstochowie. Minister Ziobro sobie z tym poradził: delegował sędzię do tegoż sądu. Ale być może „niesmak pozostał”.
Czytaj też: Ziobro będzie dalej „reformował” sądy. Aż do zapaści
Poza trybem
Cokolwiek było formalnym powodem odwołania Leszka Mazura, odbyło się ono bez żadnego trybu. Ustawa o KRS nie przewiduje możliwości odwołania przewodniczącego. Jest w niej – art. 16 – opisany jedynie tryb powołania go: „Rada wybiera ze swego grona przewodniczącego, dwóch wiceprzewodniczących oraz trzech członków Prezydium Rady”. Jest też zagwarantowana kadencyjność: „Kadencja każdego z członków Prezydium Rady trwa cztery lata”.
Jeśli na jakimś stanowisku jest zagwarantowana kadencyjność, to znaczy, że takiej osoby nie można odwołać wcześniej. Zwykle przewiduje się wyjątek, np. uniemożliwiającą sprawowanie funkcji chorobę, ukaranie dyscyplinarne czy jakieś inne poważne powody. Jednak tu ustawodawca (czyli PiS) nie przewidział ani warunków, ani trybu odwołania.
Prof. Mirosław Wyrzykowski, administratywista i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, uważa, że skoro jest kadencyjność, a nie ma trybu i warunków odwołania, to odwołać nie można, więc pozbawienie funkcji Leszka Mazura nie jest skuteczne. Jego zdaniem neo-KRS powinna była przedtem przyjąć uchwałę wzywającą Sejm do uzupełnienia ustawy o KRS.
Tak powinno się dziać w państwie prawa. Ale członkowie neo-KRS uznali, że prawo do odwołania przewodniczącego daje im to, że mają prawo go powołać. Sam Mazur nie zamierza kwestionować prawomocności tej decyzji. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” powiedział, że nie rezygnuje z bycia członkiem KRS.
Czytaj też: Wyrokiem w wyrok