Za karę UOKiK wymierzył jej rekordowy mandat w wysokości 723 mln zł. Dostawcy nie zobaczą z tego jednak ani złotówki. Kara zasili budżet państwa, o ile sąd, do którego odwoła się właściciel Biedronki, uzna jej zasadność. To już druga kara nałożona w 2020 r. Poprzednią – w wysokości 115 mln zł – urząd wymierzył Biedronce, będącej własnością portugalskiej firmy Jeronimo Martins, za naruszanie praw konsumentów. Kontrole Inspekcji Handlowej wykazały bowiem przypadki rozbieżności cen na półkach i przy kasie.
Michałowi Kołodziejczakowi, liderowi Agrounii, kara dostarczyła satysfakcji. Inspekcje chłopskie sprawdzały w sklepach, czy warzywa i owoce oznakowane jako polskie naprawdę rosły w kraju. Zdarzało się przecież, że włoska kapusta nie była polska, tylko francuska.
Jednak zarówno Kołodziejczak, jak i jego polityczny konkurent Mirosław Maliszewski, poseł PSL, ale też szef Związku Sadowników RP, zgodnie przyznają, że rolnicy, w obronie których staje UOKiK, z wysokiej kary żadnego pożytku mieć nie będą.
Maliszewski wolałby, żeby kara zamiast do budżetu trafiła do funduszu promocji warzyw. Rabaty, za które karze Biedronkę UOKiK, wcale nie są dla rolników najważniejsze. Maliszewski miałby satysfakcję, gdyby zasady współpracy z sieciami były bardziej partnerskie. Mająca w Polsce już ponad 3 tys. sklepów i ponad 54 mld zł rocznego obrotu Biedronka, ale też inne dyskonty to najwięksi odbiorcy polskiej żywności. Kontrakt z nimi gwarantuje stały dopływ gotówki. Duży handel może jednak dyktować warunki, bo ma do czynienia z wieloma małymi konkurującymi ze sobą dostawcami.
– To nie rolnicy dostarczają warzywa i owoce do sieci, po drodze jest jeszcze ze dwóch pośredników – przyznaje Kołodziejczak. Firmy skupowe, potem handlujące.