Jak zachęcić Polaków do szczepień przeciw koronawirusowi, to największy ból głowy ministra zdrowia Adama Niedzielskiego oraz Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i nowo powołanego pełnomocnika rządu ds. Narodowego Programu Szczepień przeciw SARS-CoV-2. Obaj obiecują benefity dla zaszczepionych, wskazując na prawdopodobne poluzowanie zasad reżimu sanitarnego, któremu podlegamy dziś wszyscy. Ale w opublikowanej pierwszej wersji programu krótki rozdział „Status osoby zaszczepionej” okazał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych, od którego ekspertom włosy zjeżą się na głowie.
Autorzy strategii obiecują, że szczepienie przeciwko Covid-19 „radykalnie ograniczy możliwość zachorowania i transmisji SARS-CoV-2”, co nie jest prawdą, bo szczepionka nie zabija wirusa i nadal nie wiadomo, czy faktycznie chroni przed jego przenoszeniem (czyli transmisją). Pierwsze podawane domięśniowo szczepionki zapobiegają ciężkiemu przebiegowi Covid-19, ale czy na błonach śluzowych gardła i nosa znajdą się aktywne przeciwciała i komórki pamięci immunologicznej zdolne wyeliminować zarazek (aby nie dopuścić do nosicielstwa) – to dopiero podlega badaniom. Inaczej mówiąc, nie sprawdzono jeszcze, czy zaszczepione osoby mogą przechodzić chorobę bezobjawowo i czy wolno je zwalniać na przykład z nakazu noszenia masek, by nie stwarzały zagrożenia dla osób podatnych na ciężki przebieg covid, które się jeszcze nie zaszczepiły. To tak, jakby personelowi medycznemu zaszczepionemu przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B pozwolić pracować bez rękawiczek i niesterylnymi narzędziami!
„Kiedy mogę przyjść na szczepienie, żeby zacząć chodzić na imprezy?” – lekarze sygnalizują, że takimi pytaniami już zarzuca ich młodzież, słysząc od rządzących, że szybkie znalezienie się w grupie zaszczepionych będzie równoznaczne z poluzowaniem restrykcji.