Konferencję prasową Mateusza Morawieckiego, na której premier ogłaszał skumulowanie ferii w jednym terminie oraz prace nad zakazem przemieszczania się w tym okresie po kraju, zakopiański poseł PiS Andrzej Gut-Mostowy przypłacił ciężkim rozstrojem nerwowym. – Wcześniej zapewniał, że wszyscy żyjący z zimowego biznesu mogą być spokojni, bo ferie zostaną maksymalnie rozciągnięte, aby uniknąć tłoku w górach. Być może nawet do połowy marca – mówi Jagna Marczułajtis-Walczak, posłanka PO, swego czasu znana snowboardzistka.
Jako wiceminister rozwoju Gut-Mostowy czuwał nad wypracowaniem – w porozumieniu z przedstawicielami branży właścicieli stoków i wyciągów – zasad bezpieczeństwa na stokach w ciężkich pandemicznych czasach. Konkretne rozmowy trwały od połowy października i zmierzały – jak mówią w stowarzyszeniu Polskie Stacje Narciarskie i Turystyczne – w dobrym kierunku. Aż tu nagle premier wyjechał z akcją „zima minus”. – Na drugi dzień znajomi widzieli Jędrka na spacerze w Dolinie Chochołowskiej. Był smętny, przybity. Jego własna partia w jednej chwili odarła go z wiarygodności i znaczenia. A to człowiek o dużych ambicjach. Dlatego poszedł do polityki – uważa Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Po konferencji Morawieckiego na Podhalu, tak jak i w całej południowej Polsce, zapanowało wielkie niedowierzanie. Wojtowicz mówi, że pomysł jednego, wspólnego dla całej Polski terminu ferii (4–17 stycznia) wydał jej się niedorzeczny. Była pewna, że się przesłyszała. – Dotarło to do mnie dopiero, gdy przeczytałam kilka niezależnych relacji w internecie – mówi. Zdumienie i złość spotęgowała informacja, że ekspertów z Rady Medycznej premier miał na podorędziu, ale nie zapytał ich o zdanie.