„Chciałem wejść na teren Sejmu z posłami, podszedłem do kordonu policji, przedstawiłem się i powiedziałem, kim jestem. Ponieważ nie miałem legitymacji, posłanka Żukowska pokazała swoją i złożyła oświadczenie, że jestem marszałkiem. Wynika to z tegorocznego rozporządzenia. Jeśli policjanci mnie nie poznali, to już wiedzieli, kim jestem. (...) Zostałem zatrzymany, pchnięty na maskę samochodu. Poczułem uderzenie w plecy z tyłu. Zostałem unieruchomiony i pozbawiony wolności” – opowiadał o wczorajszym incydencie Włodzimierz Czarzasty. „Posłanka Biejat została opryskana gazem podczas pokazywania legitymacji. Posłance Wielichowskiej złamano legitymację. (...) Wczoraj wielu policjantów biło ludzi, którzy byli otaczani przez funkcjonariuszy” – dodał.
Podczas środowych protestów w Warszawie policja użyła gazu łzawiącego m.in. wobec posłanki Magdaleny Biejat, liderek Strajku Kobiet, dziennikarzy i reporterów prowadzących relacje na żywo. Zatrzymano 22 osoby. Stawiane im zarzuty dotyczą głównie naruszenia nietykalności osobistej funkcjonariusza, znieważenia, czynnego udziału w zbiegowisku oraz wykroczenia przeciwko „przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych”.
Poza tym wylegitymowano 479 osób, skierowano 320 wniosków o ukaranie oraz 297 notatek do sanepidu o nałożenie kar administracyjnych za łamanie obostrzeń związanych z pandemią.
„Niech agresorzy ponoszą konsekwencje”
Marszałkini Sejmu Elżbieta Witek przedstawiła w czwartek zupełnie inny przebieg wydarzeń: „Zgłosiłam wniosek do komendanta, aby zapoznać się ze sprawą.