Sędzia Igor Tuleya jeszcze przed rozprawą zapowiedział, że nie uzna decyzji Izby Dyscyplinarnej SN, bo nie uznaje jej prawa do orzekania. Zasiadający w niej sędziowie byli nominowani przez neo-KRS, Izbę powołano z naruszeniem prawa, została zawieszona kwietniową decyzją Trybunału Sprawiedliwości UE, a wcześniej orzeczeniem trzech połączonych izb Sądu Najwyższego. Dlatego Tuleya – podobnie jak wcześniej Beata Morawiec i Paweł Juszczyszyn, którym odebrano immunitety – nie stawił się na rozprawie.
Czytaj też: Polowanie na sędziów
Zarzut wobec Tulei bez oparcia w prawie
Tym razem rozprawa była jawna – w przeciwieństwie do sprawy sędzi Morawiec. Skład: Piotr Niedzielak, Jarosław Sobutka i Konrad Wytrykowski po kilku godzinach orzekł uchylenie immunitetu. To była druga instancja. W pierwszej – też w Izbie Dyscyplinarnej – były prokurator Jacek Wygoda orzekł, że prokuratura nie uprawdopodobniła zaistnienia przestępstwa, którego rzekomo miał się dopuścić Tuleya.
Przestępstwo ma polegać na tym, że gdy ogłaszał uzasadnienie postanowienia, ujawnił materiały dowodowe zebrane przez prokuraturę. O co chodziło? Otóż nakazał prokuraturze podjąć umorzone śledztwo w sprawie „głosowania kolumnowego w Sejmie” w grudniu 2016 r. Jak wskazał, z zeznań świadków (np. marszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego) wynika, że posłowie PiS celowo blokowali opozycji uczestnictwo w posiedzeniu.
Prokuratura uznała, że to przestępstwo ujawnienia materiałów ze śledztwa objętego tajemnicą postępowania.