Kraj

Emerytura dla zbawcy

Kaczyński na rozdrożu

Kiedy się patrzy na Kaczyńskiego, widać, jak próbuje zawrócić historię, grać kliszami sprzed wielu lat. Kiedy się patrzy na Kaczyńskiego, widać, jak próbuje zawrócić historię, grać kliszami sprzed wielu lat. Mateusz Włodarczyk / Forum
Być może to w ostatnich dniach Jarosław Kaczyński ostatecznie rozstał się z marzeniem, aby zostać „emerytowanym zbawcą narodu”. Stał się ofiarą swojej własnej politycznej metody.
Kaczyński z natury jest dogmatykiem, bardzo przywiązanym do swojego projektu, przekonanym, że w końcu doprowadzi do wielkiego finału.Adam Chełstowski/Forum Kaczyński z natury jest dogmatykiem, bardzo przywiązanym do swojego projektu, przekonanym, że w końcu doprowadzi do wielkiego finału.

Chyba nigdy dotąd nie padały tak wyraźne pytania o przyszłość, zamiary, a nawet równowagę emocjonalną szefa obozu władzy. Jedni uważają, że prezes PiS wciąż prowadzi finezyjną, przemyślaną grę, walczy o prawą flankę, o twardy elektorat potrzebny na trudny czas, jaki nadchodzi, że wpuszcza opozycję na aborcyjne pole minowe, szuka też kozłów ofiarnych pandemii. Słowem, wciąż ogarnia i panuje nad sytuacją. Inni są skłonni twierdzić, że Kaczyński jednak traci kontakt z rzeczywistością, coraz częściej się irytuje, nie rozumie tej „inwazji kosmitów”, jaka pojawiła się ostatnio na ulicach, zaczyna reagować irracjonalnie, czym zagraża całej swojej formacji.

Tak czy inaczej, przywódca obozu władzy znalazł się w dziwnym położeniu. Jego kilkuletnia rewolucja doprowadziła do politycznego podbicia państwa, to się udało. Kaczyński panuje nad niemal wszystkimi istotnymi instytucjami, ma na usługach rząd, wysokich urzędników, Trybunał, prokuratorów, służby specjalne, państwowe media. A jednocześnie wciąż nie osiągnął najważniejszego celu: nie przekształcił kraju i społeczeństwa w prawicową twierdzę, gdzie byłby nie tylko wodzem partii rządzącej, ale też autorytetem, którego prestiż wykracza poza socjologicznie ograniczoną grupę sympatyków. Dlatego te formalne sukcesy muszą mieć dla niego gorzki posmak.

Lider PiS „dokupił” kilka lat temu za pomocą ogromnych wydatków socjalnych brakujące do zwycięstw wyborczych 10 proc. elektoratu, lecz nad nim mentalnie nie zapanował; tym bardziej nad tymi, których kupić nie zdołał. W ramach autorskiej, bardzo osobliwej demokracji, jaką pracowicie stworzył, osiągnął wszystko – ale tylko jako niezrozumiany przez miliony Polaków quasi-dyktator. Nie stał się „emerytowanym zbawcą narodu”, a tak swoje aspiracje kiedyś półżartem określił.

Polityka 46.2020 (3287) z dnia 08.11.2020; Polityka; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Emerytura dla zbawcy"
Reklama