Jednym z problemów prezydenta była przez całą zeszłą kadencję i początek nowej jego kancelaria. Prezydenccy ministrowie są słabi politycznie, skłóceni, lekceważeni przez Nowogrodzką; przy najlepszej woli trudno ich traktować jako porządne zaplecze polityczne Andrzeja Dudy i jeden z ważnych ośrodków władzy w Polsce.
Czytaj też: Córka Dudy, syn Banasia. Rodzina ponad wszystko
Seria niefortunnych zdarzeń
Przyszła zatem długo wyczekiwana rekonstrukcja tejże kancelarii. Ale jeśli prezydent chciał ją wzmocnić politycznie, to narzędzia dobrał w najlepszym wypadku nieoczywiste. Spójrzmy na CV Piotra Ćwika, który został jednym z ministrów. Dwa razy kandydował na burmistrza Skawiny i dwa razy przegrał. W 2011 r. przepadł w wyborach do Sejmu. Został na krótko posłem w 2014 r., bo Duda przeniósł się do europarlamentu, ale już w 2015 r. przegrał walkę o reelekcję. Na pocieszenie Beata Szydło mianowała go wojewodą małopolskim.
W 2019 r. znów nie dostał się do Sejmu, a w 2020 r. Mateusz Morawiecki zdymisjonował go z funkcji wojewody. Gdyby był zawodowym sportowcem, to po takim paśmie sukcesów zakończyłby pewnie karierę, ale że jest polskim politykiem, to został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta. W Pałacu krąży już żart, że Ćwik dostał tę pracę, żeby jego minister Adam Kwiatkowski wreszcie mógł się na czyimś tle korzystnie odcinać.
Czytaj też: