Skandaliczne zachowanie 50 ambasadorów różnych krajów, którzy podpisali się pod listem otwartym w sprawie LGBT, zbulwersowało polityków Zjednoczonej Prawicy. „Nie pamiętam, żeby w jakimkolwiek kraju ambasadorowie się w taki sposób zachowywali” – oburzyła się europosłanka PiS Beata Kempa, zdziwiona, że ambasadorowie w sytuacji, gdy Polska okazała im gościnność i tolerancję, swoim listem „przypuścili brutalny atak przeciwko polskiemu społeczeństwu”.
W ocenie Kempy list nie jest pojedynczym wybrykiem, ale elementem „dużego planu” mającego pokazać Polskę jako kraj homofobiczny, co jest kłamstwem, bo wobec środowiska LGBT w Polsce „panuje bardzo duża doza tolerancji”, oczywiście do momentu, „kiedy ta grupa nie próbuje nam narzucać praw i rozbijać rodziny”.
Pytanie: jak rozwiązać problem 50 ambasadorów? Czy Polska powinna być wobec nich tak tolerancyjna jak wobec środowisk LGBT, czy raczej wybrać opcję atomową i nasłać na nich posła Czarnka, który jako minister edukacji, profesor i polityczny młot na środowiska LGBT nauczyłby ich właściwego zachowania? Osobiście uważam, że czas tolerancji wobec ambasadorów się skończył, dlatego na miejscu MSZ postawiłbym na Czarnka, który swoimi publicznymi wystąpieniami już pokazał, że jest odpowiednim młotem.
W opinii europosła Joachima Brudzińskiego list ambasadorów jest o tyle kłamliwy, że zupełnie przemilcza sprawę „mordowanych chrześcijan, zamykanych w więzieniach działaczy ProLife, wyrzucanych z pracy ludzi cytujących Biblię”, a także „ludzi poddawanych wbrew swej woli eutanazji”. Nie kryje, że czeka na list ambasadorów, który podejmie wreszcie te tematy w sytuacji, gdy ludziom z krzyżem na piersi z winy środowisk LGBT grozi w Polsce niedożywienie.