Z tym wyrokiem PiS nie może zrobić tego, co robił z wyrokami Trybunału Konstytucyjnego, zanim przejął nad nim władzę. Nie może odmówić jego publikacji, bo nie leży to w kompetencjach władzy wykonawczej. Nie można więc twierdzić, że wyroku nie ma, jeśli nie został opublikowany.
Czytaj też: Premier naruszył prawo. Symboliczne orzeczenie WSA
Kompromitacja Morawieckiego
Więc wyrok jest. Nieprawomocny, ale i bez tego jest dla premiera wielką kompromitacją. Pokazuje i zachowuje dla historii metodykę działania rządów PiS opartą na zasadzie, że prawo nie może krępować woli władzy. W tym przypadku wolą władzy było jak najszybciej przeprowadzić wybory prezydenckie z obawy, że sympatia odwróci się od Andrzeja Dudy. Na przeszkodzie stała pandemia, więc władza wymyśliła wybory korespondencyjne, rzekomo bezpieczniejsze.
Ale wymyśliła chaotycznie, w ostatniej chwili, w sposób niegwarantujący ani bezpieczeństwa głosujących, ani zabezpieczenia przed fałszerstwami. Ani realizacji konstytucyjnych warunków postawionych wyborom (mają być bezpośrednie, równe oraz tajne).
Ustawa poszła do Senatu, co zahamowało jej natychmiastowe wejście w życie. Więc premier Morawiecki zastosował prawny bajpas: zastąpił ustawę poleceniem. Polecił Poczcie Polskiej, by zorganizowała te nietajne, nierówne i niebezpośrednie wybory z pominięciem Państwowej Komisji Wyborczej.
Czytaj też: PiS znalazł 70 mln dla poczty. W kieszeniach podatników
Wybory koniec końców się nie odbyły, bo nie dało się ich zorganizować. Ale do złamania prawa doszło, co stwierdza wyrok warszawskiego WSA: premier działał bez podstawy prawnej, czym rażąco naruszył art. 7 konstytucji mówiący, że władza funkcjonuje na podstawie i w granicach prawa. W dodatku polecając Poczcie Polskiej wejść w kompetencje PKW, premier złamał Kodeks wyborczy. A także konstytucję (art. 127), polecając przeprowadzenie wyborów z naruszeniem zasad tajności, bezpośredniości i równości.
Władza usiłowała zapobiec temu wyrokowi. Jak doniósł TVN24, w połowie lipca prokuratura przez 15 godzin przesłuchiwała konstytucjonalistę dr. hab. Michała Bernaczyka, usiłując go przekonać, że swojej opinii o działaniu premiera Morawieckiego bez podstawy prawnej nie napisał na zlecenie Biura Analiz Sejmowych (prawnik się nie ugiął).
Czytaj też: Czy ktoś odpowie za nieprzeprowadzenie wyborów?
Sędziowie zachowują niezależność
Odwołanie od nieprawomocnego wyroku WSA rozpatrzy Naczelny Sąd Administracyjny. Ale rząd liczy się z tym, że i tym razem przegra, więc chce uchwalić „ustawę o nieodpowiedzialności” funkcjonariuszy za łamanie prawa w związku z pandemią. Tyle że taka ustawa nie unieważni wyroku sądu, który zgodził się z argumentacją RPO, że polecenie premiera nie miało na celu przeciwdziałania pandemii.
W dodatku prawnicy Morawieckiego zaplątali się we własne nogi, bo w swoim stanowisku dla WSA stwierdzają, że polecenie dotyczyło tylko technicznych działań Poczty Polskiej. Skoro tak, to owe działania leżały w gestii prezesa poczty, a nie premiera.
Uchwalenie „ustawy o nieodpowiedzialności” nie zagwarantuje Morawieckiemu nieodpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Projekt władzy dotyczy bowiem tylko odpowiedzialności karnej i nie znosi odpowiedzialności konstytucyjnej. Wyrok NSA zaś, gdyby zapadł po myśli premiera, może być zakwestionowany przed Trybunałem Stanu, jeśli w jego wydaniu weźmie udział sędzia nominowany przez stworzoną przez PiS Krajową Radę Sądownictwa. W szczególności jeśli prezydent Duda powołał go mimo wstrzymania nominacji przez NSA do czasu rozpatrzenia skarg na konkurs do neo-KRS.
Opozycja żąda dymisji premiera. Jeśli NSA wyrok podtrzyma, trudno będzie te żądania ignorować.
I na koniec: wyrok WSA jest dla PiS faktyczną i wizerunkową przegraną w wojnie wypowiedzianej przez tę władzę sędziom. Okazuje się, że mimo represji zachowują niezawisłość. A premier Morawiecki może się stać obciążeniem dla rządu Zjednoczonej Prawicy.
Czytaj też: Bagno bezkarności. Groźny projekt, także dla PiS