„Krucjata przeciwko ludziom LGBT zrobi dla Polski tyle samo złego, co wypędzenie Żydów w 1968 r.” – pisze Jarosław Myjak, adwokat i menedżer („Rzeczpospolita”, 9 września). Ma dużo racji. Była to i jest największa plama na wizerunku Polski na Zachodzie. Autor ma lekkie pióro, więc przy okazji przypomina znany dowcip: – Tatusiu, jak się pisze „syjonista”? – W moich czasach pisało się przez Ż – odpowiada ojciec. Sprawa nie jest jednak wesoła, bowiem kampania „antysyjonistyczna” w Polsce przyniosła kolosalne szkody, gdyż otwarcie nawiązano do tradycji antysemickiej. Władza roznieciła (trzeba przyznać, że bez większego wysiłku) rasistowską hecę, która na Zachodzie utrwaliła antysemicki stereotyp naszego kraju, żywy w niektórych środowiskach do dziś.
Gomułka brzmiał groźnie. Gdy powiedział, że w marcowych protestach „wzięła udział część młodzieży narodowości żydowskiej”, sala odpowiedziała mu głośno: „Śmiało! Śmiało! (I po nazwiskach! – Pass.) Czuć było żądzę krwi – pisze Jarosław Myjak, który miał wtedy 14 lat. – Czy są wśród nas żydowscy nacjonaliści, wyznawcy ideologii syjonistycznej?” – pytał Gomułka. I sam sobie odpowiadał: „Na pewno tak! Partia nasza przeciwstawia się wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski i to jest słuszne. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeżeli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że są Żydami” – cytuje Myjak.
Autor znajduje duże podobieństwa pomiędzy antysemityzmem z lat 60. a dzisiejszą homofobią. „Dziś ci sami ludzie z obozu rządzącego świadomie wzniecają panikę moralną, próbując za wszelką cenę wydobyć ze społeczeństwa homofobiczne nastroje, o istnieniu których najwyraźniej są przekonani.