Po burzy mgła
Popękana Zjednoczona Prawica. Dziwne, że ktoś w ten przekaz jeszcze wierzy
Zbigniew Ziobro okazał się za słaby, aby wyruszyć w samodzielną polityczną wędrówkę, a Jarosław Kaczyński za słaby, by się go pozbyć. Aż tak bardzo nie można było usunąć z rządu Ziobry, że wicepremierem ds. jego nadzorowania może zostać sam Kaczyński (jeśli się na to w końcu zdecyduje, bo to wciąż nie jest jasne). Taka jest skala zwycięstwa prezesa PiS. Szefem Kaczyńskiego w rządzie może zostać Mateusz Morawiecki, a szefem Morawieckiego w partii – Kaczyński. Morawiecki ma zostać w listopadzie zastępcą prezesa PiS, a prezes – zastępcą Morawieckiego. W przypadku rządzącej prawicy często to, co wydaje się najbardziej nieprawdopodobne i kuriozalne, staje się właśnie faktem. Może się okazać, że obóz rządzący zorganizował wielodniowe, gorszące widowisko po to, aby swojego lidera wstawić do rządu. Jak napisał prawicowy publicysta, Kaczyński jako wicepremier wyborców PiS „zdziwi, ale nie wzbudzi emocji”. To niewiele jak na tę całą akcję.
Podobno Solidarna Polska zabiegała o wejście Kaczyńskiego do rządu. Powód wydaje się dość jasny: prezes PiS w rządzie oznaczałby automatyczne osłabienie wpływów premiera Morawieckiego. I tak miejscem decyzyjnym była dotąd Nowogrodzka, ale „ośrodek dyspozycji politycznej” zyskałby dodatkowy, formalny wymiar, Nowogrodzka przeniosłaby się do Kancelarii Premiera. Ziobro i jego Solidarna Polska i tak wolą surowe oko Kaczyńskiego i jego „szarogęszenie” się w rządzie niż samodzielność Morawieckiego. Premier zostanie rozwodniony, a to jest dla Ziobry zawsze zysk.
Tak czy inaczej ma powstać – jak głosi partyjna propaganda, powtarzana jeden do jednego także przez media niepisowskie – „superrząd”, mający rozbijać resortowe „silosy”, jako element „szerszego planu”, który podobno był od dawna brany pod uwagę.