Nie ma powodu, aby nie wsłuchiwać się z uwagą w polityczne komentarze Ludwika Dorna, a już zwłaszcza w te, które dotyczą Jarosława Kaczyńskiego. W końcu był z prezesem PiS przez wiele lat w bliźniaczym bez mała związku. Więc wie, co mówi. Po ujawnieniu ostentacyjnego nieposłuszeństwa Ziobry i jego drużyny przy głosowaniu nad projektem ustawy zwanej „bezkarnością plus” Dorn napisał: „Albo Zbigniewowi Ziobrze zostanie po raz drugi złamany kręgosłup, tym razem z przemieszczeniem i paraliżem (…), albo okaże się, że Jarosław Kaczyński stracił zęby i zgubił sztuczną szczękę. Albo rybka, albo akwarium”.
Może prezes PiS przekombinował
Faktem jest, że Ziobro rzucił rękawicę Kaczyńskiemu i pokazał swoją drużynę, bez której nie ma większości Zjednoczonej Prawicy w Sejmie. Po raz kolejny zademonstrował także polityczną gotowość do walki z premierem Morawieckim, faworytem prezesa uważanym nawet za jego następcę. Ustawa, która tak widowiskowo padła, miała przecież ochronnie służyć premierowi i ludziom z jego otoczenia, którzy w pandemii dopuścili się łamania prawa, nie mówiąc już o lewych interesach w wielu wypadkach.
Ziobro natychmiast po wyborach prezydenckich zaczął huśtać łódką, na której płynie Zjednoczona Prawica, wdał się w liczne awantury „światopoglądowe”, próbował na wiele sposobów wzmocnić pozycję kosztem premiera i wobec prezesa. Może jednak dziwić, że przystąpił do tak konfrontacyjnej batalii właśnie teraz.