Kiedy 8 września Hanna Gill-Piątek jako pierwsza posłanka ogłaszała swój transfer z Lewicy do Polski 2050, twierdziła, że decyduje się na ten krok, bo „w tym ruchu czuje życie i ogromną energię”.
Czytaj też: SLD już nie istnieje
Szacunek, pokora i rozgrywki personalne
– Z Szymonem łączą nas wartości, np. empatia, podobne drogi, społeczne DNA i potrzeba bycia z ludźmi. Są różnice, ale kiedy fundamentem pracy są szacunek i pokora, różnice stają się tylko dodatkiem do tego, co nas łączy. Umówiliśmy się, że w sprawach, które nas dzielą, głosować będę zgodnie z tym, co obiecałam moim wyborcom – tłumaczyła na konferencji prasowej. I dodała, że chce dołączyć do Polski 2050, bo zależy jej na „innej jakości polityki”.
Gill-Piątek podjęła odważną decyzję, ale jej motywacje są dość mgliste. Czy nagle uznała, że parlamentarzyści Lewicy nie są empatyczni, a ich DNA jest antyspołeczne? Raczej nie. Czy są sprawy, którymi może się skuteczniej zajmować w Polsce 2050 jako samodzielna posłanka, bez wsparcia klubu i możliwości składania projektów ustaw? Na pewno nie.
Prawdziwych przyczyn decyzji należy raczej szukać w stwierdzeniu o poszukiwaniu „innej jakości polityki”. Jak zdradziła w wywiadzie dla portalu TVN24, o przejściu myślała od lutego – a właśnie wtedy straciła funkcję szefowej sztabu Roberta Biedronia, zanim właściwie zaczęła ją pełnić. Impulsem do transferu były więc raczej rozgrywki personalne w Lewicy niż niezgodność ideowa.
Czytaj też: Męki opozycji
Hołownia miał lepszy wynik na lewicy
Zarazem Gill-Piątek nie jest pierwszą osobą o lewicowej wrażliwości, którą były prezenter TVN do siebie przyciągnął. Jeśli wierzyć exit poll, w pierwszej turze wyborów prezydenckich takich osób było prawie pół miliona – zagłosowali jesienią na Lewicę, a latem na Hołownię (żeby było weselej, wśród wyborców Lewicy odnotował on lepszy wynik niż Robert Biedroń).
Choć więc SLD, Wiosna i Razem wykorzystują każdą okazję, by wypominać Hołowni konserwatyzm, to elektorat Lewicy i jej była posłanka widzą w Polsce 2050 coś, co pozwala im się do niej zbliżyć. Dla pewnej części Polaków wystarczający jest pewnie efekt nowości. Co wybory pojawiają się inicjatywy, które obiecują nową jakość – Ruch Palikota, Nowoczesna, Kukiz ’15 czy Polska 2050 – i co wybory część głosujących daje im kredyt zaufania.
To chyba jednak trochę za mało, by wyjaśnić duży przepływ wyborców między Lewicą a Hołownią. O co więc chodzi?
Czytaj też: Nauczka z błędów KOD
Tyle lewicy, ile wyborcom potrzeba
Z perspektywy ściśle lewicowej największymi chyba zarzutami wobec Hołowni jest jego niechęć do liberalizacji prawa aborcyjnego i wprowadzenia małżeństw jednopłciowych. Nie potrafił też określić, co myśli w sprawie pigułek „dzień po”. Lider Polski 2050 nie wyjdzie na barykady walczyć o związki partnerskie (choć deklaruje, że wprowadzającą je ustawę by podpisał), pewnie też nie będzie pierwszym bojownikiem o „Narodowy Program In Vitro” (choć twierdzi, że już nie uważa tej metody za nieetyczną).
Z drugiej strony w narracji Hołowni i jego środowiska bez większego problemu da się znaleźć punkty bliskie podejściu lewicowemu – czy to w kwestii mieszkalnictwa, klimatu, czy rozdziału Kościoła od państwa. W kampanii obiecywał walkę o zwiększenie dostępu usług publicznych i transportu zbiorowego, zapowiadał stworzenie instytucji Rzecznika Osób Wykluczonych i podkreślał, że podatki to nie kradzież, tylko „wspólna inwestycja w przyszłość następnych pokoleń”.
Polska 2050 projektem ściśle lewicowym się nie stanie. Jej podstawowym łącznikiem z lewicą będzie program antyautorytarnej, proekologicznej i stosunkowo prosocjalnej modernizacji, niespójnej jednak pod względem ideowym. I choć politycy Lewicy będą to Hołowni nieustannie wypominać, z perspektywy wielu wyborców o lewicowej wrażliwości absolutnie wystarczająca, a wręcz pożądana może być właśnie taka „społeczna technokracja”. W spory „światopoglądowe” przesadnie się nie angażujemy, skupiamy się na rozwiązywaniu problemów, jednak z większą wrażliwością społeczną niż tradycyjnie pojmowana technokracja. Zwłaszcza że w pakiecie jest charyzmatyczny lider, nieobciążony jeszcze grzechami polskiej polityki.
Marek Borowski: Moda na ruchy
Rywal, partner czy efemeryda
Ruch Hołowni jest więc dla sojuszu SLD, Wiosny i Razem dużym zagrożeniem. W uwzględniających go sondażach Lewica zazwyczaj spada poniżej progu. Choćby tylko z tego powodu trudno sobie wyobrazić współpracę między tymi siłami – politycznym interesem Lewicy jest Polskę 2050 zagryźć i zdusić w zarodku. Paradoksalnie byłoby to łatwiejsze, gdyby parlament przyjął projekt podwyżek pensji dla polityków. Było w nim bowiem zaszyte także znaczne zwiększenie subwencji partyjnych, co zasadniczo osłabiłoby ruch Hołowni względem sił, które subwencję otrzymują.
Z drugiej strony – i tu wchodzimy w sferę odległego political fiction – Polska 2050 byłaby dla Lewicy lepszym partnerem do rządzenia niż Koalicja Obywatelska, w której liczne jest zarówno grono konserwatystów, jak i liberałów sceptycznych wobec socjaldemokracji, ale i „społecznej technokracji”.
Te wszystkie rozważania mogą łatwo stracić na znaczeniu, jeśli Polska 2050 skończy tak jak dawne inicjatywy opierające się na autorytecie lidera – Ruch Palikota, Nowoczesna, Kukiz ’15 czy Wiosna, która wkrótce przestanie istnieć jako samodzielny byt. Hołownia ma do wyborów trzy lata. Podstawowym wyzwaniem będzie przetrwanie bez subwencji i z ograniczoną reprezentacją parlamentarną.
Czytaj też: Młodzi na standbayu