Wydając zarządzenie o wyborach „kopertowych”, Mateusz Morawiecki przekroczył swoje uprawnienia i działał bez podstawy prawnej – orzekł dziś Wojewódzki Sąd Administracyjny, rozpatrując skargę Rzecznika Praw Obywatelskich. Sąd zauważył, że decyzja premiera wywołała „niemożliwe do oszacowania skutki gospodarcze”. Skutki możliwe do oszacowania to 70 mln – tyle kosztował druk pakietów wyborczych, które miała rozsyłać Poczta Polska.
Imposybilizm prawny w państwie PiS
„Nie można uznać państwa za państwo prawa, jeżeli jego organa naruszają przepisy prawa. Ani przepisy konstytucji, ani ustawy o radzie ministrów nie przyznają prezesowi rady ministrów żadnych uprawnień w zakresie zmierzającym do realizacji i przygotowania jakichkolwiek wyborów powszechnych” – stwierdził sąd w uzasadnieniu.
Premier nie wiedział, że nie ma uprawnień do zarządzania wyborami? Raczej działał w myśl zasady „imposybilizmu prawnego”: znanej doktryny Jarosława Kaczyńskiego, że prawo nie może stać na przeszkodzie realizacji woli władzy.
Czytaj też: Czy ktoś odpowie za nieprzeprowadzenie wyborów?
Sędziowie jeszcze stoją na przeszkodzie
Na razie, jak widać, na przeszkodzie woli władzy ciągle jeszcze stoją sędziowie. Nie na darmo kilka dni wcześniej Kaczyński zapowiedział, że ci wydający niewłaściwe wyroki będą karani dyscyplinarnie, a potem poszedł przeciek, że Ministerstwo Sprawiedliwości szykuje ustawę spłaszczającą strukturę sądów, w tym administracyjnych, co da okazję do weryfikacji sędziów – także w sądach administracyjnych. Jak widać, groźba nie podziałała i mamy dzisiejszy wyrok WSA.
Co z niego wynika oprócz stwierdzenia, że premier działał bezprawnie? Rząd wyborów 10 maja i tak nie zorganizował. Ale np. osoby i instytucje poszkodowane „kopertowym” zarządzeniem premiera – choćby te, których dane samorządy przekazały Poczcie Polskiej – mogą ubiegać się o zadośćuczynienie w procesie cywilnym. Albo o odszkodowanie, jeśli strata jest wymierna w pieniądzach.
I tu premier ubiegł rozwój wypadków: skierował do Trybunału Julii Przyłębskiej wniosek, by ten orzekł, że zanim sąd stwierdzi bezprawność jakiegoś aktu, musi zapytać Trybunał Konstytucyjny, czy ten akt był rzeczywiście bezprawny. Pytanie za dwa złote: co orzekłby Trybunał Przyłębskiej?
Sprawiedliwość przynajmniej symboliczna
Premier i inni funkcjonariusze państwa PiS są bezpieczni, bo prawa wobec nich wyegzekwować się nie da. Zbudowali sobie ciąg technologiczny gwarantujący swobodę i bezkarność. Jedno, co ciągle ich w oczy kole, to że ich bezprawie oficjalnie piętnują sądy – za pomocą wyroków zaopatrzonych w pieczęć z godłem państwowym. Dzięki tej symbolicznej sprawiedliwości obywatele wciąż mają poczucie, że Ziemia jednak kręci się wokół słońca, a nie odwrotnie.
Dzisiejsze orzeczenie wydali Grzegorz Rudnicki (sprawozdawca), Marta Kołtun-Kulik i Tomasz Stawecki.
Czytaj też: Co się nie zdarzyło 10 maja i co będzie teraz