Kraj

Serduszko dla zwierzątek

W 2017 r. miłość Kaczyńskiego do braci mniejszych znów nabrała wysokich lotów.

Obudziłem się nagle w środku nocy. Ktoś siedział na brzegu mojego łóżka. To był Jarosław Kaczyński. – Śpij, Stasiu, spokojnie. Ja czuwam – powiedział. – Co pan tu robi? – spytałem półprzytomny. Uśmiechnął się: – Chciałbym z panem porozmawiać o ochronie zwierząt. Podobno pan też jest dobrym człowiekiem i też je kocha. Jakby mnie kulisty piorun strzelił. Zerwałem się z łóżka. Niespodziewanie przede mną wyrósł dryblas w masce antyterrorysty. – Panie prezesie – szepnął – z Trybunału telefonuje w pilnej sprawie odkrycie towarzyskie. Usain Bolt chciałby umieć tak wystartować jak szef PiS. Wybiegłem za nim na korytarz i byłbym się prawie zabił, bo poślizgnąłem się na jakiejś ścierce. Usłyszałem groźne: – Zostaw! Nie podnoś! To moje! – Ta ścierka panu wypadła? – zapytałem głosem idioty. – Zajmij się zwierzętami. To jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Trzymam je zawsze przy sobie, ale czasem próbuje mi zwiać. Schował ścierkę do kieszeni i tyle ich widziałem.

Wróciłem do swojego pokoiku. Siadłem na brzegu łóżka, zdejmując kapcie, a tu dwie kobiety w łowickich strojach wniosły kwiaty. – Panie prezesie, to od hodowców z partyjnego skrzydła przyjaciół zwierząt. – To nie ja, prezes już wyszedł – mruknąłem. Wybiegły, podnosząc po drodze zatłuszczoną papierową torebkę. – Znowu zgubił Ministerstwo Rolnictwa – szepnęła wyższa.

Wydarzenia tej nocy opisałem wiernie i bez upiększeń. Z mojej rzetelności dumny byłby z pewnością rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak.

Oto Kaczyński kolejny raz stanął z otwartą przyłbicą do walki o prawa zwierząt. I to wszystkich, bo jest szlachetnym demokratą. Jak zobaczy zwierzaka, to już by mu los poprawiał, tak czułe ma serce. Dał się zresztą poznać od tej strony pięć lat temu, gdy rozwalił światowej sławy stadninę koni w Janowie Podlaskim.

Polityka 38.2020 (3279) z dnia 15.09.2020; Felietony; s. 81
Reklama