Nie wiadomo wciąż dokładnie, czym będzie inicjatywa prezydenta Warszawy. Już jednak widać kilka scenariuszy, z których te najkorzystniejsze wydają się dzisiaj najmniej prawdopodobne. Z przedstawionych dotychczas przez Rafała Trzaskowskiego zapowiedzi wynika, że jego mająca wystartować w październiku inicjatywa nie będzie partią ani klasycznym ruchem społecznym. Ma być jakąś kombinacją think-tanku, fundacji, stowarzyszenia i organizacji pozarządowej, opierać się na samorządach, „gromadzić energię obywatelską”, przygotowywać projekty ustaw, zbierać pod nie podpisy. Ale komu ma je potem przekazać: czy jako niezależne inicjatywy obywatelskie, jako projekty Platformy, a może przez samorządowców w Senacie? To są te założycielskie niejasności i połowiczności.
Trudno się spodziewać w takiej sytuacji entuzjazmu i tłumu na wiecach. W dodatku Cezary Tomczyk, były szef sztabu podczas kampanii prezydenckiej Trzaskowskiego, apeluje, aby Nowej Solidarności (jeśli ruch tak się będzie nazywał) nie umieszczać w partyjnych sondażach. Ma to być oddzielny twór dla tych, którzy „nie lubią partii”. Platforma ma zatem nadal występować w rankingach, ścigać się z PiS i resztą opozycji, a z boku ma działać Trzaskowski ze swoją przybudówką. Może i tak, ale zasadniczy problem pojawi się przy próbie połączenia tych dwóch bytów. Wmontowanie inicjatywy Trzaskowskiego do politycznego, wyborczego systemu będzie krytycznym momentem dla całej konstrukcji opozycji. Jak to może wyglądać?
Wariant 1
W polityce funkcjonują dwa rodzaje aktywności: symboliczna i praktyczna. Obie mają swoje znaczenie, ale wymierny wpływ na rzeczywistość ma tylko ta ostatnia. Tworem symbolicznym po 2015 r. był Komitet Obrony Demokracji, a praktycznym koalicje: Obywatelska i Europejska.