EWA SIEDLECKA: – Miał pan chronić konstytucyjne prawa obywatelskie w Polsce, a okazało się, że przyszedł walec i przejechał się po samej konstytucji…
ADAM BODNAR: – Nie spodziewałem się aż tak szybkiej zmiany ustroju państwa, i to metodą łamania konstytucji. Chyba nie tylko mnie zabrakło wyobraźni. Natomiast kiedy już rozmontowano Trybunał Konstytucyjny, spodziewałem się dalszego demontażu państwa prawa: przejęcia mediów publicznych, prokuratury, służby cywilnej, sądownictwa. Wszystko działo się według czytelnej logiki zmiany ustroju. Choć pojawiały się głosy, powiedzmy, symetrystyczne, że przecież to, co było wcześniej, wymaga korekty.
Wszystko, co wydawało się nienaruszalne, zostało zakwestionowane. Zawalił się panu świat?
Emocjonalnie to było dojmujące przeżycie. Ale przecież ja przez lata działałem w Fundacji Helsińskiej i my tam doskonale wiedzieliśmy, jak bardzo rzeczywistość odbiega od ideału, ile jest wciąż do zrobienia. Prawa człowieka w więzieniach, sytuacja osób bezdomnych, z niepełnosprawnościami, starszych, prawa kobiet, prawa wykluczonych mniejszości, przewlekłość w sądach – wszystkie te prawa przez lata były naruszane. To nie zaczęło się za rządów PiS. Różnica polega na tym, że wtedy mieliśmy prawne narzędzia i używaliśmy ich z nadzieją, że cierpliwa, organiczna praca przyniesie efekty.
Konstytucja jest podstawową bronią rzecznika. I autorytet. Więc został pan bezbronny. Rzucał pan tę swoją kawalerię na pisowskie czołgi rozjeżdżające instytucje państwa.
Rzeczywiście, możliwości skutecznego działania rzecznika były stale ograniczane. Ale przecież nie poddawaliśmy się. Przygotowaliśmy nawet Białą Księgę działań RPO w obronie praworządności. Wyszło ponad tysiąc stron wystąpień, opinii, stanowisk, oświadczeń.