Nowy minister zdrowia ogłosił nową, jesienną, strategię walki z pandemią. Najważniejsza zmiana polega na tym, że kwalifikować do testów i zwalniać z kwarantanny mogą już lekarze rodzinni, a nie jak dotychczas tylko sanepid. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że rzeczony sanepid przez cały czas trwania pandemii nie otrzymał żadnych dodatkowych etatów ani pieniędzy. To jest tak niewiarygodne, że nie może być przypadkowe: wygląda na to, że strukturalna niewydolność sanepidu była istotnym, może kluczowym elementem dotychczasowej państwowej strategii walki z epidemią. Dramatycznie mała, w porównaniu z innymi krajami, liczba skierowań na testy pozwalała utrzymywać statystykę zakażeń, także zachorowań i zgonów na niskim poziomie. Na zatorach w sanepidzie wyrastała rządowa propaganda sukcesu. Teraz następuje zwrot: po skrajnej centralizacji będzie skrajna decentralizacja. To lekarze podstawowej opieki zdrowotnej mają (po osobistych wizytach pacjentów w gabinetach) kierować podejrzanych na testy. Grozi to – ostrzegają organizacje lekarzy POZ – że przychodnie staną się ogniskami roznoszenia zakażeń, a część personelu może rezygnować z pracy. Twierdzą, że nowa strategia nie była z nimi konsultowana i że rząd chce przerzucić całą odpowiedzialność za walkę z epidemią koronawirusa i nadchodzącej grypy na załogi słabo przygotowanych przychodni. Umywa ręce.
Czy coś to Państwu przypomina? Przed chwilą podobnie mówili nauczyciele i dyrektorzy placówek oświatowych o rządowej strategii ponownego otwarcia szkół. Zalecenia sanitarne i organizacyjne nie były konsultowane ani z ZNP, ani z samorządami, przygotowano je bardzo późno, w tajemnicy i na łapu-capu. Dyrektorzy mówią, że władze, nie dając ani jasnych instrukcji, ani informatycznego, medycznego i finansowego wsparcia, przerzuciły na nich odpowiedzialność za organizację zajęć i w ogóle sytuację epidemiczną w szkołach.