Jak co roku o godz. 4:45 na Westerplatte zawyły syreny alarmowe, po czym zabrzmiał hymn Polski. W obchodach 81. rocznicy wybuchu II wojny światowej uczestniczyli Andrzej Duda oraz marszałkowie Sejmu i Senatu. – To miejsce – mówił prezydent – jest wielkim i wspaniałym symbolem, symbolem bohaterstwa polskich żołnierzy, a dla całego świata przestrogą przed tym, co oznacza imperializm. Było też wystąpienie sędziego Bogusława Nizieńskiego, przewodniczącego Rady ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, który dzień po dniu zrelacjonował przebieg obrony półwyspu.
Czytaj też: PiS bierze Westerplatte specustawą
Błaszczak gospodarzem
Podczas uroczystości przed Pomnikiem Obrońców Wybrzeża kombatanci, harcerze, weterani i żołnierze zapalili Znicz Pokoleń. Odbyło się prawykonanie „Marszu Bohaterów Westerplatte” skomponowanego specjalnie na tę rocznicę. Rodzinom pięciu spośród dziewięciu obrońców Westerplatte, których szczątki odnaleziono podczas prac archeologicznych, prezydent wręczył noty identyfikacyjne. Pozostała czwórka czeka na to samo. Był salut armatni i przelot samolotów, które rozsnuły na niebie biało-czerwone barwy.
W roli gospodarza wystąpił szef MON Mariusz Błaszczak. A TVP Info na pasku akcentowała: „Po raz pierwszy uroczystości państwowe na Westerplatte organizuje Wojsko Polskie”. Podkreślił to też prezydent, składając „podziękowania dla wszystkich, którzy przyczynili się do tej sprawy”. Bo wcześniej przez 21 lat, choć wojsko odgrywało ważną rolę w obchodach, ich organizatorami byli harcerze wespół z władzami Gdańska. To oni byli pomysłodawcami tego upamiętnienia o brzasku, w rzeczywistej porze napaści wojsk niemieckich na Polskę. I oni uczynili z tych porannych spotkań obyczaj.
Adam Krzemiński: Obchody września 1939 r. według PiS
Skazana na milczenie
Już pod koniec lipca Błaszczak zapowiedział, że w tym roku Wojsko Polskie zorganizuje 1 września na półwyspie. „Odpolitycznimy Westerplatte” – pisał na Twitterze. Padały m.in. argumenty, że chodzi o to, by obchody „nie były wydarzeniem wyłącznie o skali lokalnej”. Argumenty naciągane, bo obchody nigdy lokalne nie były. Włodarze Gdańska rokrocznie zapraszali tu najważniejsze osoby w państwie. Wspólnie organizowano także rocznice z udziałem czołowych polityków zagranicznych.
Nie pomogły koncyliacyjne listy prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, by przygotować obchody wspólnie. Nawet jej prośba o możliwość zabrania głosu podczas uroczystości została załatwiona odmownie.
To zrozumiałe, że władze państwowe zapragnęły większego wpływu na obchody. Ale nieprzyzwoite jest, że przejęły ich organizację siłowo, totalnie rugując samorząd – reprezentanta lokalnej społeczności, dla której to miejsce jest elementem tożsamości. Żeby tego dokonać, przekonywano opinię publiczną, że Westerplatte „było miejscem zaniedbanym”. I nawet teraz, podczas obchodów, mówił o tym Mariusz Błaszczak, wspomniał również Duda, powołując się na opinie archeologów.
Zatem prezydent Dulkiewicz uczestniczyła w porannej uroczystości milcząco. Jej marginalizacja nie powinna dziwić. Przecież nie po to partia rządząca brała rok temu Westerplatte specustawą, by prezydent Gdańska czuła się w tym miejscu jak u siebie, by wygłaszała teksty, nad którymi ludzie PiS nie będą mieli kontroli, by zapraszała gości nie po ich myśli – jak podczas 80. rocznicy wybuchu wojny przed rokiem.
Wśród zaproszonych znalazł się wtedy Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Jego przemówienie w ocenie Błaszczaka było „bardzo kontrowersyjne w swojej treści”. Czy poszło o słowa: „Nie możemy pozwolić, aby wzięli górę ci, którzy głoszą nietolerancję i nienawiść jako dobry sposób uprawiania polityki, którzy głoszą, że konflikt między narodami i różnymi kulturami jest czymś dobrym”?
Politykom PiS chodzi o monopol. O to, że „ich” patriotyzm jest lepszy od patriotyzmu tych, którzy nie należą do obozu władzy.
Czytaj też: Fundusz patriotyczny, kiełbasa wyborcza dla narodowców
Przejmowanie historii
Problem Westerplatte pojawił się wraz z pisowską polityką zawłaszczania historii, majstrowania przy pamięci Polaków. Gdańsk znalazł się na celowniku z wielu powodów. To miasto narodzin „Solidarności”, które niejako sprawuje pieczę nad jej dziedzictwem prezentowanym przez ECS. To miasto, w którym z inicjatywy Donalda Tuska powstało Muzeum II Wojny Światowej. A oba tematy są w kręgu zainteresowania pisowskiej polityki historycznej. Więc najpierw była walka o MIIWŚ (wygrana przez PiS). Potem o ECS (przegrana PiS). Ostatnio o wystawiane w ECS tablice 21 postulatów Sierpnia ′80 (finał niewiadomy). W tarciach, które zaczęły się jeszcze za życia prezydenta Pawła Adamowicza, miasto (zresztą nie tylko ono) stawało okoniem.
Nie inaczej zachowało się, gdy MON pod wodzą Antoniego Macierewicza starał się narzucać różnym upamiętnieniom tzw. apel smoleński z odczytywaniem (bez związku z obchodzoną akurat rocznicą) nazwisk osób, które zginęły w katastrofie 10 kwietnia 2010 r. Pojawiły się tarcia na tym tle. 1 września 2017 r. wojskowi zablokowali przygotowanego do odczytania apelu harcerza, by wejść w jego rolę.
W lipcu 2019 r., już po zabójstwie Adamowicza, PiS przeforsował wspomnianą specustawę odbierającą Gdańskowi tereny na Westerplatte i zaraz potem przekazał je w zarząd Muzeum II Wojny Światowej. Specustawa formalnie nosi tytuł „o inwestycjach w zakresie budowy Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 – Oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku”. Ale wciąż trudno powiedzieć, na ile muzeum jest celem, a na ile narzędziem. Politycy PiS pierwszy raz posłużyli się tym szyldem w 2016 r., aby przejąć kontrolę nad muzeum. Powtórnie użyli tego hasła, by wywłaszczyć Gdańsk z terenów na Westerplatte i odsunąć od organizacji rocznicowych upamiętnień.
Czytaj też: Gliński odbija Muzeum II Wojny Światowej
Odbudować z ruin?
Rządowe plany wobec Westerplatte przedstawiono po raz pierwszy wiosną 2018 r. Ich kluczowym założeniem była rekonstrukcja sporej części obiektów dawnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej do stanu sprzed hitlerowskiej napaści. Teraz na tydzień przed 81. rocznicą wybuchu wojny wiceminister kultury Jarosław Sellin z Karolem Nawrockim, dyrektorem MIIWŚ, ponownie zreferowali te plany. Może dlatego, że przez rok niewiele się w tej materii działo. I można było odnieść wrażenie, że w specustawie chodziło właściwie o odbicie organizacji obchodów z rąk miasta.
Plany specjalnie się nie zmieniły. Obejmują rekonstrukcję siedmiu obiektów historycznych (m.in. placówka Fort, magazyny amunicji, kasyno oficerskie, koszary), ale i budowę nowego budynku muzealnego obok kopca z pomnikiem. Z wystawą stałą zajmującą powierzchnię 3,5 tys. m kw. Taki miszmasz. O ile w 2018 r. koszty całego zamierzenia szacowano na 100 mln zł, o tyle teraz wycenia się je na 200 mln zł. Muzeum ma być budowane etapami i zakończone w 2026 r. Według Sellina rząd, nowelizując niedawno budżet, zabezpieczył 12 mln zł na prace przygotowawcze.
Jeśli to nie jest tylko czcza gadanina (jak np. szczecińska stępka pod prom), to zobaczymy Westerplatte miejscami jako nowe, jakby nie przeszła tędy wojna z całą swą grozą. Z pomnikiem na kopcu, ale bez ruin, wpisanych przecież w charakter tego miejsca, będącego świadkiem i świadectwem historii jednocześnie. Autentyczne relikty zastąpi atrapa. Wojnę, owszem, będzie można oglądać, ale na obrazkach wyeksponowanych w odbudowanych wnętrzach.
Czy takiego Westerplatte chcemy i potrzebujemy? Czy tylko rządzący mają prawo decydować o kształcie miejsc pamięci? Czy rekonstrukcje tak zdominowały polską wyobraźnię, że bez nich po wiek wieków ani rusz?
Aleksandra Dulkiewicz sprawiedliwie oceniła tegoroczne uroczystości jako godne. Zauważyła tylko, że ludności było mało, może jedna czwarta tego co zwykle, choć miasto zorganizowało dodatkowy transport. Dyplomatycznie uznała, że to pewnie kwestia pandemii.
Czytaj też: Konflikt o tablice Solidarności