Mierzenie temperatury w progach szkół, lekcje na zmiany, od świtu do wieczora – to tylko niektóre z rozwiązań mających zapewnić bezpieczeństwo uczniom i nauczycielom wracającym do tradycyjnej nauki i pracy. Przerwa wywołana epidemią koronawirusa trwała od połowy marca. Przez ten czas władze nie opracowały całościowego pomysłu na edukację w warunkach kryzysowych. Dyrektorzy samodzielnie obmyślali sposoby działania ich szkół w sytuacji ryzyka zetknięcia z wirusem. Część po prostu pochowała stojące na korytarzach pufy oraz dywany, usunęła gry planszowe z klas, zostawiając najpotrzebniejsze plastikowe pomoce, łatwe do czyszczenia. Niektórzy postanowili potraktować sytuację jako okazję do głębszych działań wychowawczych. – Początek pierwszego wspólnego dnia spędzimy na rozmowie z uczniami o tym, co zdarzyło się w ostatnich miesiącach: jakie epidemia budzi w nich emocje i przemyślenia. Później zajmiemy się procedurami bezpieczeństwa – mówi Ewa Radanowicz, dyrektorka szkoły podstawowej im. Kornela Makuszyńskiego w Radowie Małym. – Chcemy, żeby dzieci same oznaczyły strefy, w których ze swoimi klasami będą się poruszać. U nas tych stref będzie pięć, tyle samo, co wejść do szkoły na stałe przypisanych dla każdej klasy. Dzieci wybiorą też i oznaczą sprzęty, których nie należy dotykać, ponieważ nie da się ich zdezynfekować. Lekkie wieszaki na kurtki rozstawiono na korytarzach przy klasach. Pozwala to tymczasowo zrezygnować z szatni – wąskiego gardła wielu szkół, gdzie nie sposób uniknąć gromadzenia się w ścisku. – Uczniowie będą zmieniać sale tylko na zajęcia komputerowe i WF. Nauczycielki plastyki i muzyki będą przychodzić do klas. Będzie to ze stratą dla jakości pracy, ale zamierzamy też obserwować, co będzie się działo, na ile będzie można sięgać po metodę projektów – zapowiada dyr.