Kto to jest Anne Applebaum? Widzowie TVP, czytelnicy, „Gazety Polskiej”, ludzie obdarzeni „duszą polską”, wiedzą, że Applebaum jest to wiedźma, która z pałacyku w Chobielinie dyryguje antypolską kampanią mediów amerykańskich i zachodnich. Mechanizm ten został już dawno zdemaskowany przez „Sieci” i inne. Wpływowa komentatorka nie mniej wpływowej gazety „Washington Post” daje sygnał, który za oceanem podchwytuje np. redaktor Jackson Diehl, a za nim inne media liberalnego establishmentu, na czele z „NYT”, i wspólnie podnoszą rejwach. O co ten rejwach? Na przykład o to, że IPN proponuje karę więzienia za pisanie o „polskim udziale” w Holokauście. Czyli „ja rzucam myśl, a wy go łapcie”.
Inni znają Anne Applebaum jako dziennikarkę – historyczkę, pisarkę, autorkę fundamentalnych książek: „Gułag”, „Czerwony Głód. Wojna Stalina na Ukrainie” i innych, bez znajomości których, podobnie jak Sołżenicyna, pisanie na te tematy jest nie do wyobrażenia. Pisarstwo laureatki Pulitzera przypomina wybitne książki Simona Montefiore Orlando Figesa, przedstawicieli brytyjskiej szkoły pisania o historii. POLITYKA zamieściła moje rozmowy z oboma pisarzami (z Montefiore „Pomocnik Historyczny” 2/09, z Figesem POLITYKA 51/08).
Dla mnie Anne Applebaum (której nie znam osobiście, z wyjątkiem jednego przywitania w szatni Muzeum POLIN) przywołuje przyjemne skojarzenia. Po pierwsze – Ameryka, niezwykły kraj, któremu wiele zawdzięczam, w którym studiowałem i pracowałem łącznie siedem lat. Kawał życia. Wschodnie Wybrzeże, pas od Bostonu na północy po Filadelfię na południu, niewielkie białe domki, a jesienią festiwal kolorów. No i wspaniałe wyższe uczelnie – Princeton (1962–63) i Harvard (1979–80).