Wraca pomysł surowego egzekwowania kar za brak maseczek. Nie nosimy ich, nie zachowujemy dystansu i lekceważąc zagrożenie, ułatwiamy wirusowi transmisję. Wcześniej premier wielokrotnie zapewniał o wygranej batalii z pandemią. Teraz rząd znowu zamierza sięgnąć po sankcje. Tak jak wtedy, gdy za złamanie zakazu wejścia do lasu lub jazdę rowerem po parku policja karała mandatem w wysokości 500 zł. W tym samym czasie łagodzi się rygory na stadionach, na których może być już zajęta połowa miejsc. Rząd ignoruje fakt, że coraz częściej ogniskami zakażeń stają się wesela.
Ministerstwo Zdrowia udaje, że nie jest zaskoczone rekordem zakażeń (przekroczyliśmy 600 dziennie), a nawet że spodziewa się następnych. Największa liczba nowych przypadków to przecież wynik badań przesiewowych w kopalniach Bielszowice, Chwałowice, PG Silesia. A w Małopolsce i na Mazowszu – w dużych zakładach pracy. A to naturalne, że przy większej liczbie testów wykrywa się też więcej zakażonych. Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z Ministerstwa Zdrowia twierdzi, że w najbliższych dniach spodziewają się w związku z tym kolejnego wzrostu nowych zakażeń o 150, a nawet 200 przypadków dziennie! Uspokaja jednocześnie, że przecież nie zwiększa się liczba chorych hospitalizowanych i będących pod respiratorami, co świadczy o łagodnym przebiegu choroby. Przeczą temu doniesienia ze szpitali, m.in. w Małopolsce, z których wynika, że przebieg choroby u wielu pacjentów się zaostrza.
Jesienią będzie tragicznie
Skoro jest tak dobrze, że minister Łukasz Szumowski zamilkł i bez nerwów wyjechał na urlop, to dlaczego go w piątek przerwał, by naradzić się z premierem, co dalej? Jeśli Ministerstwo Zdrowia ma wszystko pod kontrolą i nagły wzrost liczby zakażonych nie jest dla niego zaskoczeniem, to dlaczego nic o tym nie wiedzą najlepsi w kraju eksperci „zakaźnicy”?