Na Wiejskiej zrobiło się miastowo. W gabinetach polityków opozycji słychać rozmowy o tym, jak dotrzeć do mniejszych miast i miasteczek, ale temat wsi w zasadzie nie istnieje. Jakby walkowerem oddano wieś PiS-owi. Pokutuje przekonanie, że z propagandą TVP i mediów o. Rydzyka – najsilniej tam oddziałującymi – wygrać nie sposób, więc wyborców trzeba szukać gdzie indziej. I nawet PSL, czyli partia, która – wydawałoby się – integralnie związana jest z wsią, nie ma pomysłu, jak odzyskać utracone tam głosy. Więc zachodzi z drugiej strony, wymyślając nową definicję własnego ugrupowania: – Jesteśmy partią ludową, w znaczeniu „powszechną”, a nie „wiejską” – tłumaczy Marek Sawicki. A chłopi, jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie, są przy PiS.
To zresztą nie jest nowe odkrycie. Ludowcy dużo wcześniej zorientowali się, że PiS przeorał wieś. Że oprócz czarnej propagandy rządowej telewizji swoje zrobiły transfery socjalne i że opozycja jest na straconej pozycji, bo może tylko obiecywać, a władza – dawać. Stąd przez ostatnie półtora roku poszukiwano nowej formuły. Łączenie się z całą antypisowską opozycją, w tym z lewicą, w Koalicję Europejską uznano za jednorazową przygodę niewartą kontynuacji. Władysław Kosiniak-Kamysz przestraszył się, że z etykietą „tęczowego Władka”, którą przylepił mu PiS, może stracić – i tak już wykruszający się – peeselowski elektorat, a w konsekwencji stać się przystawką Platformy, bez podmiotowości i znaczenia. Więc po eurowyborach podziękował Schetynie, który podobną szeroką koalicję chciał sklecić na jesienne wybory – o parlament Kosiniak postanowił walczyć pod szyldem własnej formacji. Tak powstała centroprawicowa Koalicja Polska, łącząca PSL z kukizowcami i platformerskimi banitami (m.