Po wyborach. Co dalej z polską polityką?
Powtórka z „szorstkiej przyjaźni”?
Prof. Antoni Dudek
Czwarty i ostatni w obecnym sezonie politycznym plebiscyt na temat rządów PiS zakończył się sukcesem formacji Jarosława Kaczyńskiego. Wyrażona w procentach proporcja, jaką Andrzej Duda pokonał Rafała Trzaskowskiego (51,1 do 48,9 proc.), bardzo przypomina tę sprzed pięciu lat (51,55 do 48,45 proc.). Dość podobna jest też oscylująca wokół pół miliona głosów przewaga kandydata PiS wyrażona w liczbach. A jednak wynik tegorocznej II tury różni się zasadniczo za sprawą wyższej o 13 pkt proc. frekwencji, która niemal dorównała do niepobitego przez ćwierć wieku rekordu z pamiętnego starcia Wałęsy i Kwaśniewskiego. Udział w wyborach ponad 20 mln Polaków jest najlepszą miarą poziomu mobilizacji politycznej, jaką wspólnie udało się osiągnąć obu największym graczom na naszej scenie politycznej. Bo wynik wyborów pozostaje też wspólnym sukcesem dominującego na niej od 15 lat duopolu PO-PiS, który z optymizmem może patrzeć w polityczną przyszłość.
Tak wysoki poziom legitymizacji prezydentury może być dla Dudy powodem do radości, tym bardziej że choć nie zwyciężył już w I turze, to otrzymał o blisko milion więcej głosów niż Kwaśniewski przed dwudziestu laty, gdy udało mu się wygrać już w pierwszym podejściu. Jednak w tej beczce miodu jest też łyżeczka dziegciu, która może rzutować na II kadencję. Pozostaje nią wynikająca z badań Ipsos struktura elektoratu Dudy. To, że przegrał bardzo wyraźnie w gronie najlepiej wykształconych wyborców, nie jest niczym nowym. Podobnie jak i to, że wygrał jedynie wśród mieszkańców wsi. Jednak zwiększył się jeszcze bardziej poziom odrzucenia Dudy w miastach powyżej 200 tys.