Prezydent Andrzej Duda podpisał dziś projekt ustawy o zmianie Konstytucji RP zakładający brak możliwości adopcji dziecka przez osobę pozostającą w związku jednopłciowym. W uzasadnieniu wskazał, że „polskie społeczeństwo było wielokrotnie o to pytane i odsetek osób przeciwnych adopcji dzieci przez pary jednopłciowe zawsze był powyżej 70 proc., a w niektórych sondażach nawet ponad 80 proc.”.
Czy wyniki takich sondaży mogą stanowić wystarczające uzasadnienie dla podobnych rozwiązań? Absolutnie nie. Konstytucja to nie program wyborczy, a dobro i bezpieczeństwo dzieci to nie wyborcza kiełbasa.
Czytaj też: Nieświeże czeki Morawieckiego
To nie jest materia do konstytucji
Projekt ten jest wyrazem braku zrozumienia ze strony prezydenta, że konstytucja to akt o najwyższej mocy w państwie, regulującym podstawy ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego, nie zaś manifest programowy aktualnie rządzących. Abstrahując od niezasadności zmiany, kwestie przysposobienia (adopcji) nie są materią konstytucyjną, to zagadnienia regulowane na poziomie ustawy, jaką jest w tym przypadku Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Konstytucja to ogół, drogowskaz, szczegóły znajdujemy w ustawach.
Tydzień przed ekranem TVP: Duda Dudę Dudą pogania
Propozycja budzi też wątpliwości z punktu widzenia zasad słuszności i sprawiedliwości, a także dobra dziecka, będącego najwyższym przykazaniem prawa rodzinnego. Dlaczego wpisywać do konstytucji zakaz adopcji przez pary jednopłciowe? Czy takie rodziny są jedynym i największym zagrożeniem dla dobra dziecka, wymagającym konstytucyjnego napiętnowania? A rodzice alkoholicy? Opiekunowie skazani za przestępstwa o zabarwieniu seksualnym? Oprawcy stosujący przemoc wobec najsłabszych?
Umieszczając w konstytucji jeden zakaz, warto pomyśleć o społecznym wydźwięku proponowanych zmian i spójności całego systemu. A w tym przypadku prezydent zdaje się potwierdzać przekaz, że osoby homoseksualne są największym zagrożeniem dla dziecka, większym niż alkoholicy, pedofile czy kaci znęcający się nad nieletnimi. Pierwszym prezydent chce konstytucyjnie zakazać adopcji, drugiego ułaskawia.
Co może prezydent w obronie dzieci
Jak pisał Janusz Korczak: nie ma dzieci, są ludzie. W konstytucji mowa o przyrodzonej i niezbywalnej godności każdego, w tym przecież dziecka, osoby homoseksualnej, o wolności, równości. Konstytucja zakazuje nieludzkiego lub poniżającego traktowania i karania kogokolwiek, zakazuje stosowania kar cielesnych. Stanowi wreszcie, że Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.
Zamiast składać krzywdzący i łamiący standardy projekt zmiany konstytucji, lepiej byłoby, gdyby prezydent w ramach swojego mandatu społecznego, pochodzącego z wyborów powszechnych, jako głowa państwa i strażnik ustawy zasadniczej wykorzystał to, co w konstytucji już jest, by inspirować właściwe organy do wzmacniania ochrony praw dzieci, proponować dobre rozwiązania i dobre praktyki w tym zakresie.
Gdy spojrzymy na liczbę przestępstw, w których ofiarami są dzieci, częsty brak jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, stan służb odpowiedzialnych za ochronę dzieci – widać, że prezydent ma duże pole do działania. Trzeba tylko chcieć.
Czytaj też: Czy Trzaskowski ma szansę?