Od czasów gen. Kiszczaka na czele służb nie było osoby z tak dużą władzą. Jako minister-koordynator Mariusz Kamiński kontroluje przede wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencję Wywiadu oraz swoje oczko w głowie – Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jako minister spraw wewnętrznych i administracji nadzoruje inne służby mundurowe – policję, straż graniczną, Służbę Ochrony Państwa, a także straż pożarną. Podlegają mu również przedstawiciele rządu w terenie – wojewodowie. Jest także wiceprezesem PiS, zastępcą Jarosława Kaczyńskiego i szefem struktur partii w okręgu warszawskim. Jeśli dodać do tego współdziałanie z prokuraturą Zbigniewa Ziobry, wpływy w spółkach Skarbu Państwa obsadzonych przez byłych lub aktywnych funkcjonariuszy CBA oraz bliskie relacje z Jackiem Kurskim, widać, że mamy do czynienia z jedną z najpotężniejszych osób w państwie. Silniejszą nawet od premiera.
Biuro Ochrony Partii
Historie o tym, jak Mateusz Morawiecki jeździł na Nowogrodzką z wnioskiem o odwołanie Kamińskiego (za specyficzny, choć nie tak rzadki styl życia wśród ludzi służb), krążą po Warszawie od miesięcy. Odpowiedzią było twarde „nie”. – Morawiecki najwyraźniej nie był świadomy, jak wiele Kaczyński zawdzięcza Kamińskiemu i jak bardzo mu ufa – twierdzi osoba kiedyś bliska PiS.
Trudno się Kaczyńskiemu dziwić – bez Kamińskiego PiS prawdopodobnie nie sięgnęłoby po władzę w 2015 r., a dziś byłoby jeszcze bliższe jej utraty. To podległe Kamińskiemu służby, głównie CBA, nie kiwnęły palcem, by tropić afery władzy, choćby przy zakupie 1,2 tys. respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia, na które budżet wydał ponad 200 mln zł.
CBA długo stało na uboczu w aferze KNF, w sprawie interesów braci Szumowskich czy majątku prezesa NIK Mariana Banasia (bliskiego kolegi Kamińskiego).