Jacek Żakowski spytał uczestników swej audycji radiowej, w tym mnie, o to, w jakim pozostajemy stanie gry, a ściślej: w jakim stanie gry znajdują się dwaj konkurenci walczący o prezydenturę. Pytanie jest jakoś oczywiste, ale przecież dodatkowo uzasadnione faktem, że wyraźnie zarysowały się dwie koncepcje kampanijne.
Czytaj też: Duda i Morawiecki odwołują epidemię
Duda mówi do swoich
Andrzej Duda jedzie bez hamulców. Jeśli dość powszechne było przekonanie, że po pierwszej rundzie będzie zabiegał o tzw. środek, złagodzi język, bo brakuje mu głosów, a twardego elektoratu może nie wystarczyć, to okazało się ono mylne. Niespodzianka: prezydent jest agresywny, sięga po argumenty, które są doprawdy żenujące, nie hamuje epitetów i oskarżeń, bez wstydu powtarza najbardziej wyświechtane komunały i nieprawdy. Krzyczy, robi groźne miny. I chwali się bez opamiętania.
Każda właściwie wypowiedź prezydenta o przeszłości i teraźniejszości łatwa jest do zanegowania i ośmieszenia. Jeśli mówi o starych elitach, które napychały sobie kieszenie, o „warszawce i krakówku”, jakoby siedliskach wszystkiego, co najgorsze, to trafia zapewne w gusta swoich fanów. Ale w zamian nie może liczyć na życzliwość wyborców wahających się jeszcze, na kogo oddać głos. Bo chcąc nie chcąc przypominają sobie oni o napychaniu kieszeni przez dzisiejszą elitę władzy w stylu i skali wcześniej nieznanych, o aferach PiS, które przebijają żałosne afery PO, z taśmową i ośmiorniczkami na czele. Ta strategia tak jest oderwana od rzeczywistości, że aż osiąga stany absolutnego absurdu i fałszu, a notabene wspierana jest przez równie niepohamowanego premiera. Staje pytanie: o co właściwie chodzi?
Tak jakby prezydent uznał, że trzeba się trzymać tego, co pewne, zatem gwarantowanego elektoratu, mobilizować go, wzywać do urn, pobudzać emocjonalnie. I to może wystarczyć, bo po drugiej stronie mobilizacja zapewne będzie mniejsza, a oznaki tej opieszałości można odnaleźć w pierwszej rundzie. Do tego wakacje, chaos w opozycji demokratycznej, brak silnej woli walki. I osłabiony, ośmieszony, zohydzony Rafał Trzaskowski z warszawki, ze starej elity, winny „ośmiu lat” nędzy i katastrof. Jeszcze wiele o tym powie telewizja rządowa, Jacek Kurski czuwa i się szykuje.
Czytaj też: Duda minimalnie przed Trzaskowskim, do rozstrzygnięcia daleko
Trzaskowski samorządowy
Ale może nie wystarczyć. Rafał Trzaskowski dojrzewa z każdym dniem nowej kariery, w kampanii drugiej rundy prezentuje się już jako kandydat, który panuje nad sobą, swoim przekazem, który mówi własnym językiem.
W pierwszej rundzie robił wrażenie, że jest lekko zaskoczony rozwojem sytuacji, przede wszystkim boi się, żeby sobie samemu nie zaszkodzić. Teraz jest już inaczej, zwłaszcza że znakomicie potrafi przekonywać do siebie nie tylko wizją innej Polski niż ta, która nam panuje, ale też wiarygodnie wprowadza do przekazów doświadczenia, potrzeby i horyzonty Polski samorządowej.
Czytaj też: Duda na wozie. Analizy ekspertów po pierwszej turze
Brakuje dzwonu
Na stan gry oczywiście duży wpływ mają inni jej uczestnicy, czyli kandydaci, którzy skończyli walkę na pierwszej rundzie. Jest z tym pewien kłopot. Nawet jeśli niektórzy z nich (jak Hołownia czy Kosiniak-Kamysz) na okrągło, powiedzmy, mniej więcej zapowiadają poparcie dla Trzaskowskiego, to brakuje dzwonu, silnej jednoznaczności. Są za to jakieś grymasy, partykularne kalkulacje, złośliwości wobec PO i jej kandydata (który zresztą wiele robi, by ten partyjny szyld osłabić). Jak memento niech zabrzmią słowa Marka Sawickiego, bliskiego liderowi PSL, który w wywiadzie radiowym obwieścił, że oto nadchodzi czas, by wystąpić przeciw dyktaturze. Zabrakło tego wezwania – mówił samokrytycznie – w kampanii, a teraz jest na to najwyższa pora. Oczy i uszy można przecierać.
Jeśli opozycja demokratyczna w całym swoim pluralizmie, w całej swojej różnorodności i w stanie wewnętrznej konkurencji nie zdobędzie się na jednoznaczne wsparcie kandydatury Trzaskowskiego, to nie tylko nam, obywatelom, może zgotować smutny los, ale i sobie. Bo zamknięty przez reelekcję Dudy system polityczny Jarosława Kaczyńskiego będzie dążył do ubezwłasnowolnienia tej opozycji. Bezpośrednio – jak się da – lub pośrednio.
Czytaj też: Powyborczy rachunek zysków i strat