Nie było zaskoczenia: wyniki ogłoszone po wyborach są niemal identyczne jak sondaże publikowane tuż przed. Drobna korekta jest na korzyść Rafała Trzaskowskiego. Tylko nieliczne badania dawały mu wynik ponad 30 proc., uznawane za absolutne minimum podtrzymujące szansę zwycięstwa w drugiej turze. Zbliżony do prognoz jest wynik Andrzeja Dudy. Oczekiwanie, że wygra wybory już w minioną niedzielę, choć oficjalnie deklarowane, było nierealistyczne. Ale wynik ok. 43,5 proc. – choć wciąż stawia Dudę w roli mocnego faworyta – jeszcze zwycięstwa nie przesądza. Brakuje niby tylko 7 pkt proc., ale rezerwy prezydenta to plus minus 5 pkt, jak wskazywały analizy przepływu elektoratów, które przez całą kampanię wykonywała dla POLITYKI pracownia IBRiS. Rafał Trzaskowski teoretycznie ma większy potencjalny krąg poparcia (na Dudę nie głosowało w I turze 57 proc. wyborców), ale są to głosy rozstrzelone między wielu kandydatów i wielką niewiadomą pozostaje, ile i od kogo uda się przejąć. Wszystko więc wskazuje na to, że w drugiej turze o wyniku może zadecydować 1–2 proc. wyborców; sondaż przeprowadzony w noc wyborczą pokazywał różnicę poniżej 1 proc. Czyli tak naprawdę rozstrzygną „fluktuacje frekwencji”, jakieś niewielkie statystycznie mobilizacje lub demobilizacje różnych grup wyborczych. Każde potknięcie kampanijne, oświadczenia któregoś z byłych rywali, przebieg debaty, nieoczekiwane wypadki, stan epidemiczny, pogoda w dniu głosowania, skala wyjazdów wakacyjnych – wszystko może zdecydować o tym, kto przez następne pięć lat, aż do 2025 r., będzie prezydentem RP.
Nierówne wybory
Zakładamy przy tym (ale coś przyjąć trzeba), że nie dojdzie do fałszerstw i manipulacji wyborczych na rzecz Andrzeja Dudy, jedynie bowiem urzędujący prezydent dysponuje całym zapleczem i zasobami państwa; to także nominaci obozu władzy będą w Sądzie Najwyższym zatwierdzać lub nie wynik wyborów.