Do wzięcia udziału w tegorocznym głosowaniu poza granicami kraju zarejestrowało się ponad 373 tys. Polaków – najwięcej w historii. Tak liczna grupa może okazać się kluczowa do rozstrzygnięcia wyścigu w drugiej, zaplanowanej na 12 lipca turze. W większości krajów Polacy głosowali korespondencyjnie, wypełniając kartę wraz z oświadczeniem o oddaniu głosu w tajności i odsyłając ją do właściwej placówki dyplomatycznej. Niektóre z nich umożliwiły osobiste doręczenie pakietu wyborczego, co w warunkach pandemii koronawirusa oznaczało najczęściej samodzielne wrzucenie go do skrzynki udostępnionej przez ambasadę bądź konsulat.
Czytaj też: Ilu wyborców potrzeba do zwycięstwa?
Polonia zmobilizowała się do głosowania
Z punktu widzenia wyborczej arytmetyki najważniejsze były wyniki głosowania w USA i w krajach Europy Zachodniej. Tam mieszka najwięcej naszych rodaków, tam też zaobserwowano ogromną mobilizację i wzrost liczby osób rejestrujących się do głosowania w zagranicznych obwodach. Według danych udostępnionych przez Państwową Komisję Wyborczą w poniedziałek po południu dwaj kandydaci, którzy przeszli do drugiej tury – Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski – byli również najbardziej popularni wśród Polaków za granicą, choć w pierwszej odsłonie starcia zamienili się miejscami.
Po przeliczeniu głosów ze 155 na 169 obwodów zagranicznych (91,72 proc. wszystkich pakietów) prezydent Warszawy wygrywa z urzędującą głową państwa zdecydowanie. Zagłosowało na niego 95 306 osób, co stanowi 47,61 proc. poparcia. Andrzej Duda zajął drugie miejsce z 47 358 głosami i poparciem w wysokości 23,66 proc. Oznacza to nie tylko zamianę miejsc względem wyników krajowych, ale też znacznie większą dysproporcję między kandydatami. Trzaskowski zebrał w tej chwili ponad dwa razy więcej głosów niż jego kontrkandydat, co trudno zestawiać ze stratą 12,6 pkt proc., którą odnotował w kraju. I choć dane te nie zawierają jeszcze głosów z chociażby ośmiu obwodów wyborczych w Wielkiej Brytanii, gdzie do głosowania zarejestrowało się łącznie 130 tys. Polaków, raczej niemożliwe jest wyraźne zredukowanie dystansu do rywala przez mniej popularnego wśród Polonii na Wyspach Dudę.
Czytaj też: Duda kontra Trzaskowski. Teraz będzie wprost i naprawdę
Duda zwycięża w USA i Kanadzie
Kandydat popierany przez PiS zwyciężył za to w Stanach Zjednoczonych. W utworzonych tam dziewięciu obwodowych komisjach wyborczych zgromadził 13 237 głosów. Wygrałby tam już w pierwszej turze, bo przełożyło się to na 50,67 proc. poparcia. Na Trzaskowskiego głosowało z kolei 9046 osób (34,62 proc.). Dużo słabiej niż w kraju za oceanem wypadł Szymon Hołownia, poparty tylko przez 6,23 proc. elektoratu – ponad dwa razy mniej niż w Polsce. W okolicach krajowego wyniku (5,45 proc.) amerykańskie wybory zamknął Krzysztof Bosak. Kompletnie nie zaistniał w nich Władysław Kosiniak-Kamysz, na którego głos oddało tylko 190 osób (0,73 proc.).
W analizie wyników z USA najważniejsza jest jednak zmiana względem poprzednich wyborów. W 2015 r. Duda też okazał się tam najlepszy, ale jego przewaga nad kandydatem środowiska Platformy Obywatelskiej – wówczas Bronisławem Komorowskim – była dużo większa (66,4 i 14,2 proc.). Urzędujący prezydent stracił zatem aż 15 pkt proc. Jasno pokazuje to zatem trend widoczny wśród amerykańskiej Polonii już w poprzednich wyborach do europarlamentu. PiS przestaje mieć w niej bastion bezwarunkowego oparcia, zyskują kandydaci liberalni. Na partię rządzącą wciąż głosuje starsza część emigracji, skupiona głównie w Chicago i Nowym Jorku, ale już w obwodach w Waszyngtonie, Los Angeles i Houston, gdzie Polonia jest znacznie młodsza i złożona w większym stopniu z pracowników korporacji, start-upów i studentów, bezapelacyjnie wygrał Trzaskowski.
Czytaj też: Co obiecał Duda i co z tego wyszło
W Europie Zachodniej i na Dalekim Wschodzie
Duda najlepszy – i to bardzo wyraźnie – okazał się też w sąsiedniej Kanadzie, gdzie poparło go aż 63,46 proc. głosujących. Do zagranicznych łupów urzędującego prezydenta dodać można Brazylię, Białoruś i Ukrainę. Zwłaszcza w tym ostatnim kraju wypadł bardzo dobrze, zdobywając 332 głosy (51,71 proc.). Na tym lista jego sukcesów się kończy. W krajach Europy Zachodniej i Dalekiego Wschodu bezkonkurencyjny okazał się Trzaskowski. Co więcej, w wielu miejscach Duda przegrał nie tylko z nim, ale też z Szymonem Hołownią.
Tak było chociażby w Pradze, gdzie bezpartyjny kandydat uzyskał 321 głosów, co dało mu 15,78 proc. poparcia i drugie miejsce za Trzaskowskim (53,24 proc.). Duda był tu trzeci, ale o mały włos (równo 50 głosów) nie wyprzedziłby go też Robert Biedroń (odpowiednio 264 i 214 głosów). Jeszcze gorzej urzędujący prezydent wypadł w Chinach, gdzie lepsze wyniki od niego osiągnęli Trzaskowski, Hołownia, Biedroń i Bosak. Duda był dopiero piąty, z kandydatem Konfederacji przegrał o głos. Najlepszy był Trzaskowski, którego poparcie wyniosło 58,66 proc.
Prezydent Warszawy okazał się najlepszy również m.in. w Hiszpanii, Włoszech (ambasada w Rzymie zbierała też głosy z Malty), Francji, Niemczech, Rosji, Irlandii, Japonii, Australii, Holandii, Indiach, RPA, Meksyku czy Argentynie. Wszędzie tam osiągał wyniki oscylujące wokół połowy głosów, miejscami jego poparcie przekraczało psychologiczną barierę 60 proc. W poniedziałek przed godz. 17 zdecydowanie prowadził też w Wielkiej Brytanii, choć podliczono wówczas nieco ponad 27 proc. głosów.
Właśnie wybory na Wyspach były synonimem zamieszania i kontrowersji, które rozgorzały wokół głosowania za granicą. Bardzo wielu Polaków skarżyło się na ogromne trudności. Szwankowało wszystko, od elektronicznych potwierdzeń dopisania się do spisu wyborców, po późne przesłanie przez placówki dyplomatyczne pakietów wyborczych, często niekompletnych. W niektórych krajach, m.in. w Chile, Peru i Kuwejcie, obwodowych komisji w ogóle nie utworzono, przez co Polacy nie mogli oddać głosu w żaden sposób. Mimo mailowych i telefonicznych prób kontaktu nie udało nam się uzyskać do dzisiaj żadnego komentarza w tej sprawie od MSZ.
Czytaj też: Duda i Trzaskowski w drugiej turze. Ile ich dzieli
Wyborcy znów (się) dopisują
Głosowanie w pierwszej turze może być tylko zapowiedzią problemów, które Polonia będzie musiała rozwiązać przed 12 lipca. Nie ma na razie podstaw, aby zakładać, że dystrybucja pakietów przed drugą turą zostanie radykalnie usprawniona. Problemem może okazać się też chęć dopisania się do spisu wyborców za granicą – czas na to mija w poniedziałek o północy. Z kolei Polacy, którzy w dogrywce zagłosować będą chcieli już w kraju, też muszą pokonać biurokratyczne wyzwanie. Oni z kolei potrzebują zaświadczenia o prawie do głosowania od właściwej placówki dyplomatycznej.
Już wiadomo, że nie wszyscy takie dokumenty otrzymają, zwłaszcza jeśli wyruszyli do kraju w poniedziałek. Placówki nie mają bowiem możliwości wysłania zaświadczeń na adres w Polsce. Kto zatem fizycznie nie stawi się w ambasadzie lub konsulacie, a będzie w ciągu najbliższych dwóch tygodni podróżował, ma minimalne szanse na oddanie głosu w drugiej turze. Bez względu na końcowy wynik wyborów sytuacja za granicą będzie doskonałym argumentem do poddania w wątpliwość całego głosowania. I często będą to argumenty niebezpodstawne.
Czytaj też: Alfabet kampanii