Wojsko i NATO. Słaby zwierzchnik słabej armii
Pięć lat Dudy. Słaby zwierzchnik słabej armii
Na ostatniej prostej kampanii codziennie podsumowujemy pięć lat prezydentury Andrzeja Dudy. Pierwszy artykuł dotyczył praworządności, w następnych dniach: polityka zagraniczna, kwestie światopoglądowe oraz zrealizowane i niezrealizowane obietnice wyborcze. Kolejny odcinek już jutro na Polityka.pl.
Jeden minister lekceważył, drugi toleruje
Kończący kadencję Andrzej Duda bywał najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych tylko wtedy, gdy mu na to pozwalano. Nie mogło być inaczej, skoro urząd prezydenta był dla PiS przedmiotem, a nie podmiotem polityki. To nie Aleje Ujazdowskie czy Krakowskie Przedmieście, a Nowogrodzka jest centrum władzy w Polsce. Jarosław Kaczyński wielkich emocji do wojska nie zdradza, ale ma strategiczne wizje, często oderwane od realiów ekonomicznych czy militarnych. Nie mógł pozwolić, by młody, nieoczekiwanie wyniesiony na najwyższy urząd polityk wybił się dzięki wojskowym prerogatywom.
Dlatego realną władzę powierzył ministrom, z których pierwszy prezydenta lekceważył, a drugi toleruje, z priorytetem lojalności wobec prezesa. Niemający własnego zaplecza, tytularny zwierzchnik spętany był siecią zależności w obozie władzy i niejednoznaczną konstytucją. Podejście partii zmieniało się wraz z potrzebami kampanijnymi. Raz promowano skuteczność ministra, sprawność premiera i wizję prezesa, by innym razem uznać, że wszystko, co dobre, to zasługa prezydenta – bo wszystko, co złe, jest oczywiście grzechem poprzedników.
Czytaj też: Ile zostało z wizji Macierewicza. Świdnik pikuje, stocznie toną
Duda potakiwał lub milczał
Duda zaczynał od negacji i krytyki – strategii bezpieczeństwa, stanu sił zbrojnych, ich modernizacji czy pozycji Polski w NATO. Z pozytywnymi działaniami było gorzej. Najpierw był bezwładny wskutek kohabitacji z rządem PO-PSL i trwającej kampanii, później bezradny przez współdzielenie kompetencji z charyzmatycznym, doświadczonym, nieznoszącym sprzeciwu Antonim Macierewiczem. Jak cały PiS Duda był przeciw zakupowi 50 śmigłowców Caracal, ale gdy Macierewicz pogrzebał ten kontrakt i w zamian obiecał ledwie kilka black hawków, prezydent musiał czekać niemal do końca rządowej kariery ministra, by zdobyć się na krytykę. „Mieliśmy mieć śmigłowce dla polskiej armii – nie mamy ich, mieliśmy je mieć w zeszłym roku, pan minister osobiście obiecywał” – mówił przed gwiazdką 2017, gdy upragniona dymisja wisiała w powietrzu.
Na użeraniu się z MON zeszły mu zresztą ponad dwa lata, w dużej mierze zmarnowane – poza zgodą Sejmu na większe finansowanie obronności. Gdy Macierewicz ogłaszał, że „Wojska Obrony Terytorialnej staną do walki z rosyjskim specnazem”, tuzinami zwalniał generałów, kazał oficerom salutować Misiewiczowi i wywracał do góry nogami plany zakupów, Duda potakiwał lub milczał. Kłopotliwe czekanie na wiecznie spóźnionego Macierewicza było niczym wobec poniżenia, gdy służby wzięły się za doradcę prezydenta gen. bryg. Jarosława Kraszewskiego. „Ubeckie metody” – rzucone w tłum zdanie Dudy zdradzało frustrację i złość. Wtedy mógł tylko tyle, później niewiele więcej.
Czytaj też: Kampania bez obronności
Rekompensata za granicą
Despekty w kraju Duda rekompensował za granicą. W NATO był szefem delegacji na szczyty sojuszu i gospodarzem tego w Warszawie. Dziś z trudem przyznaje, że to stojąc u boku Baracka Obamy, był świadkiem przełomu: wysłania do Polski i krajów bałtyckich wielonarodowych oddziałów NATO i uruchomienia stałej rotacji amerykańskich brygad pancernych. Wynegocjowane wcześniej inicjatywy obronne okazały się najlepszą inwestycją w sojusznicze relacje Polski.
Kiedy w 2017 r. rządy w Ameryce objął antysystemowy konserwatysta, PiS chciał ugrać stałą bazę dużych sił USA. Okazało się, że u Donalda Trumpa bezpieczeństwo trzeba kupować, a Biały Dom ciął europejskie inwestycje Pentagonu, by stawiać mur na granicy z Meksykiem. Fortu Trumpa nie ma, ale Polska staje się kluczowym partnerem Amerykanów na wschodzie NATO. Są żołnierze US Army w bazach i na poligonach, będą patrioty, HIMARS-y czy F-35. Na uzbrojenie z USA z budżetu poszło w kilka lat ok. 12 mld dol. Polskie inwestycje robią wrażenie na sojusznikach, a Duda stał się celebrytą wschodniej flanki.
Czytaj też: Trump wycofa wojska z Niemiec? Zimny prysznic dla NATO
Storpedowane fregaty
Zdawało się, że po odejściu Macierewicza prezydent „wstanie z kolan”. Ale mimo uśmiechów, deklaracji przyjaźni i znaków pokoju współpraca z Mariuszem Błaszczakiem wcale nie układa się gładko. Nowy minister z MSW musiał się wojska nauczyć, jego otoczenie chciało je po prostu urządzać po swojemu. „Gwardia wygrywa z Legią” – mówią żołnierze, a zwierzchnik jakby nie wie, komu kibicować.
Szybko dostał gola do własnej bramki – i to na wyjeździe. Obgadany z Australijczykami i uzgodniony z MON zakup używanych fregat wstrzymano tuż przed wyprawą prezydenta na antypody. Choć dwa miesiące wcześniej Duda obiecywał odnowienie floty i podpisywał strategie morskie, jego plan storpedowali „twardogłowi”. Bali się, że zakup fregat dobije polskie stocznie. Za czasów PiS dokończono w nich budowę patrolowca i kilku jednostek wsparcia. Ani nowych fregat, ani obiecanych przez Macierewicza okrętów podwodnych nawet nie zaczęto. Z tych drugich Błaszczak w ogóle zrezygnował, chce używanych ze Szwecji.
Czytaj też: 8 gr na litrze podzieliło wojsko na lepsze i gorsze
Degrengolada politycznego zwierzchnictwa
Sprzętu nie kupuje prezydent, choć dziś PiS mówi, że Duda negocjował kontrakty. Zwierzchnik sił zbrojnych kreuje politykę obronną, inspiruje debatę o niej, wyznacza najlepszych ludzi na kluczowe stanowiska. Przy Macierewiczu było to niemożliwe. W odruchu buntu Duda wstrzymał nawet nominacje generalskie przychodzące z MON. Przez pięć lat nie powstała nowa strategia bezpieczeństwa, a resortowy dokument „zastępczy” został oprotestowany przez BBN.
Karuzela na stanowisku szefa sztabu generalnego budziła przerażenie sojuszników. Także ostatni nominat, rzekomo zaakceptowany w MON, nie ma łatwego życia z ministrem. W efekcie z dwóch czterogwiazdkowych generałów (!) ten na stanowisku podległym jest w istocie ważniejszy. Reforma dowodzenia zburzyła układ z 2014 r., ale mianowany przez prezydenta szef sztabu nie ma narzędzi wykonawczych, przez co jest w pełni uzależniony od MON. To, że zamarła dyskusja obronna w RBN i Sejmie, na tle systemowych porażek wydaje się mniej istotne, choć dopełnia degrengolady politycznego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi.
Czytaj też: Ciekawe pomysły i puste hasła. Duda podpisał strategię
Wyspowa modernizacja
Pięć lat zwierzchnictwa Andrzeja Dudy nie przyniosło Wojsku Polskiemu skoku technologicznego – modernizacja idzie wolno i pozostaje wyspowa. Choć wysp jest coraz więcej, toną w oceanie sprzętu sprzed 40 i więcej lat. Nowoczesne zakupy z zagranicy wejdą do linii dopiero za kilka lat, a ich utrzymanie będzie dużo droższe niż wycofywanych staroci.
Trwa inny kosztowny proces: w porównaniu z początkiem kadencji jest więcej wojska o ok. 7 tys. żołnierzy zawodowych i ponad 20 tys. w WOT (w tym sklejona w większości z istniejących jednostek nowa dywizja). Dzisiaj kosztuje to tyle co rosnące uposażenia i częściowo nowe wyposażenie, w przyszłości dojdą emerytury. Mimo to bez echa pozostaje najważniejszy prezydencki postulat, by na wydatki obronne przeznaczać 2,5 proc. PKB już od 2024 r. Nawet w przedwyborczej gorączce nikt go nie poparł. To ostateczna miara słabości Dudy jako zwierzchnika wojska.
Czytaj też: Czy wirus zakazi F-35. Gdzie teraz szukać oszczędności