14 czerwca 2020 r. przypadła 80. rocznica pierwszego transportu więźniów do obozu Auschwitz. Władze zauważyły tę rocznicę – Andrzej Duda pojawił się w Muzeum Auschwitz i wygłosił przemówienie. Pojawił się również Krzysztof Bosak, narzekając, że pod pretekstem pandemii nie wpuszczono go do środka. A miał wielką ochotę „w imię polskiej racji stanu” podkreślić rdzenną polskość tego miejsca. Nie on jeden.
Kto pierwszy do Auschwitz? Czy to jakiś wyścig?
Zawłaszczanie Zagłady i jej polonizacja trwa niemal od początku PRL. Ta niegodziwa, a przede wszystkim przeciwskuteczna (przynajmniej jeśli chodzi o zagranicę) praktyka nie skończyła się w czasach III RP. Z powodu powszechnej ignorancji, bezmyślności i braku przyzwoitości trwa w najlepsze do dziś. Oto z okazji ważnej rocznicy, jaką jest pierwszy transport z Tarnowa do nowo powstałego obozu Auschwitz, w całej Polsce rozlepiono plakaty z napisem: „POLACY byli pierwszymi więźniami niemieckiego obozu śmierci KL Auschwitz”.
Gdzieniegdzie widać też wersję anglojęzyczną, co może wskazywać, że ten żenujący produkt niegodziwej małostkowości i zawiści o martyrologiczną pamięć kolportowany jest również na Zachodzie, dewastując resztki reputacji naszego kraju i potwierdzając stereotyp Polaków antysemitów, wypierających się swych win. Cóż to? Jakiś wyścig? Kto pierwszy do Auschwitz? Doprawdy nie można większej krzywdy uczynić polskim ofiarom wojny i nazizmu oraz polskim bohaterom walki z Niemcami niż takie zachowanie i takie plakaty. Niestety, większość Polaków tego nie rozumie i dlatego trzeba wciąż na nowo, cierpliwie to tłumaczyć. Bo niektóre rzeczy dzieją się nie z powodu zawiści i głupoty, lecz braku wiedzy i wyczucia.
Mam nadzieję, że nie zawiść i głupota, lecz brak wyczucia powodował tymi spośród sponsorów nieszczęsnej kampanii plakatowej, którzy mają szczególne prawo o Auschwitz się wypowiadać. Wśród organizacji wspierających akcję widzę bowiem jedno ze stowarzyszeń byłych więźniów i ich rodzin – Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich. Jednak poza nim u dołu plakatu można zobaczyć logo ultraprawicowej Reduty Dobrego Imienia oraz coś, co trudno nazwać logo, bo jest groteskowym, odrażającym i w tym miejscu wprost niebywałym rysunkiem prysznica, z którego leci woda na nagi mózg. Ten wulgarny i w najwyższym stopniu niestosowny obrazek jest logotypem nie mniej niestosownie nazywającej się organizacji Ruch Higieny Moralnej. Łącznie z hasłem uwidocznionym na plakacie informacje o sponsorach robią mrożące krew w żyłach wrażenie. Widać, jak za tymi plakatami aż kotłuje się wrogość do Żydów i bezmyślna zawiść.
Być może jednak nie każdy to od razu widzi. W końcu jesteśmy do takiego kryptoantysemityzmu przyzwyczajeni i staramy się go ignorować. To błąd – nie ma powodu udawać, że nie pada deszcz, gdy siąpi mała mżawka. Czasami mżawka moczy nas skuteczniej niż przelotna ulewa. Dlatego nie zignoruję tych odrażających plakatów, lecz powiem jasno, co one oznaczają, jaka stoi za nimi intencja i co nam sugerują.
Pragnienie „przykrycia” żydowskości Auschwitz
Nie trzeba do tego wielkiej sztuki interpretacji. To POLACY, a nie KTOŚ INNY, byli pierwszymi więźniami. To od POLAKÓW się zaczęło. To POLACY dzierżą palmę pierwszeństwa w oświęcimskiej martyrologii i są właściwymi gospodarzami tego miejsca. Czyż nie? Skoro POLACY (dużymi literami) byli pierwszymi więźniami i trzeba o tym przypominać, to chyba znaczy, że istnieje konieczność, aby niektórych wyprowadzić z błędu w tej sprawie. Kogo? Kto błądzi w tej kwestii? Ano ci, którzy gotowi byli myśleć, że to jacyś nie-Polacy byli pierwszymi więźniami. Na przykład Chińczycy, a może nawet Żydzi? Trzeba więc podkreślić, że POLACY, POLACY! To ważne, wręcz kluczowe, bo pokazuje, że Auschwitz to nie tylko miejsce żydowskie, lecz również polskie. Polacy mają o tym pamiętać i nie ulegać niesprawiedliwym trendom judaizacji i zawłaszczenia Auschwitz.
Tak. Obóz Auschwitz powstał półtora roku przed rozpoczęciem Holokaustu. Na początku byli tam więźniowie polityczni, głównie chrześcijanie, choć nie tylko. Był to obóz pracy, jeszcze nie działały komory gazowe odległego o 3 km Birkenau. Nikt tego nie neguje. W Tarnowie, który dobrze znam, bo przez kilka lat dojeżdżałem tam do pracy, jest stara synagoga i mykwa. Jeszcze parę lat temu (nie wiem, czy także dziś) w dawnej synagodze działał klub nocny. Właśnie pod tym budynkiem miała miejsce zbiórka pierwszych więźniów wywożonych do nowego obozu. Informuje o tym tablica, która budzi pewne zastrzeżenia, lecz w sumie nieznaczne. Jest też rodzaj pomnika, pamiątkowej aranżacji terenu, skwer. Widać gdzieś u spodu pragnienie „przykrycia” żydowskości Auschwitz, jednakże pragnienie to nie znalazło tam pełnego wyrazu.
W każdym opracowaniu o Auschwitz mowa jest zarówno o nieżydowskich więźniach Auschwitz, jak i nieżydowskich ofiarach. Było ich bardzo dużo. Niech sobie sprawdzi, kto chce. Tutaj na martyrologię i liczby licytować się nie będziemy. Bo to odrażająca licytacja. Kto się wykłóca o liczbę „swoich” ofiar, ten daje dowód braku dojrzałości, braku kultury, braku samokontroli. Nic bardziej wstydliwego i niegodziwego w pamięci niż dzielić ofiary na „nasze”, „wasze” i „ich”. To Niemcy dzielili ofiary na kategorie – zostawmy im tę specjalność.
Auschwitz należy do świata
W Auschwitz ginęli ludzie. Mężczyźni i kobiety. W przygniatającej większości byli Żydami, ale bardzo wielu czuło się jednocześnie Polakami lub utożsamiało się z innymi jeszcze narodami. Wielu też było więźniów i ofiar, które z żydostwem nie chciały mieć nic wspólnego bądź faktycznie nie miały nic wspólnego. Dziesiątki tysięcy zamęczonych w Auschwitz było katolikami, setki tysięcy mówiło w domu po polsku, setki tysięcy mówiło w domu po żydowsku i modliło się w synagogach. Byli wśród nich także moi przodkowie – niektórzy mówiący na co dzień po polsku i uważający się za Polaków pochodzenia żydowskiego, a inni to być może ledwie znający język polski malowniczy chasydzi. Auschwitz należy do świata. Nie wolno go zamykać na klucz w izraelskim sejfie ani wyrywać z niego kawałów polskiego płótna. To niegodne.
W 2005 r. napisałem artykuł, w którym zwracałem uwagę, że znaczna część pomordowanych w obozie Auschwitz, Treblince i innych obozach Żydów była jednocześnie Polakami (tak jak członkowie rodziny mojego ojca, choć już nie matki), wobec czego Zagłada Żydów to także tragedia polska i Polski. Artykuł nosił tytuł „Zagłada to także polska tragedia”. Ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, a jego wersję anglojęzyczną, staranie przygotowaną, rozesłałem kolejno do kilku gazet izraelskich. Nie raczyły mi nawet odpowiedzieć. Dla Żydów sama myśl, że „Zagłada to nie tylko Żydzi”, jest świętokradcza i antysemicka. Otóż bynajmniej tak nie jest, a zazdrosne tulenie do piersi każdej ofiary jako Żyda i tylko Żyda wcale nie przyczynia się do upowszechnienia pamięci o Zagładzie, lecz pamięć tę zawęża do wymiarów narodowych, a jednocześnie pobudza nacjonalistów polskich i innych do „wyrywania” z Zagłady czegoś dla siebie. Bardzo możliwe, że redaktorzy izraelskich gazet, którzy zapewne z radością opublikowaliby tekst Żyda z Polski na temat polskiego antysemityzmu, tak właśnie pomyśleli sobie o mnie.
Wspominam o tym dlatego, że zawłaszczanie Holokaustu to nie jest wyłącznie grzech polski. Podobnie też antysemityzm nie jest żadną polską specjalnością, a i Żydzi miewali i nadal miewają uprzedzenia do Polaków, jakkolwiek antypolonizm z pewnością nie jest zjawiskiem symetrycznym do antysemityzmu polskiego. Nie są też pozbawione wszelkiej racji argumenty (zresztą podnoszone najczęściej przez antysemitów), iż pamięć Zagłady dla pewnych ludzi i instytucji stała się źródłem dwuznacznych moralnie zysków o charakterze politycznym bądź wręcz finansowym.
Słowa na „ż” się nie wypowiadało
Jednakże polonizacja Zagłady ma w kontekście wszystkich nadużyć wymiar szczególnie dojmujący. Trwa bowiem od wielu dekad i przybierała czasami najbardziej brutalne formy. Gdy chodziłem do szkoły, nieustannie epatowano nas obrazkami z Auschwitz. Na bardzo szczupłe dzieci koledzy wołali: „Oświęcim!, Oświęcim!”. Było to powszechne i nie widziałem nigdy, aby ktoś protestował. A jednocześnie było dla nas wszystkich, to znaczy polskich uczniów, jasne, że te zwały trupów, które wciąż oglądaliśmy w telewizji (najbardziej makabryczny film, przedstawiający spychacz pchający górę ludzkich zwłok, nie jest już wyświetlany), to Polacy. Władze uczyły nas nienawiści do Niemców, używając do tego Żydów, pomordowanych Żydów. Słowo na „ż” nie było nawet wypowiadane, przynajmniej publicznie. Prywatnie, owszem, np. podczas gry w pikuty – gdy rzucony w ziemię nóż trafił na kamień, wołaliśmy: „Żyd! Żyd!”, co oznaczało, że rzut się nie liczy.
Gdy byłem dzieckiem, właściwie nigdy nie zetknąłem się w kontekście żydowskim czy o Żydów jakoś zahaczającym z postawą czy zachowaniem, które byłoby nieantysemickie. Nawet mój ojciec, który wyglądał jak Czech (czech Żydów), a w czasie wojny ledwie uszedł z życiem, gdy z powodu donosu sąsiadki znalazł się na Pawiaku, a poza tym całe życie walczył z antysemityzmem, pozwalał sobie na uwagi, które dziś zakwalifikowalibyśmy jako niestosowne. Ba, nawet wtedy, gdy katechetka uświadomiła mi, że jestem żydowskim dzieckiem („żydkiem”), nie przyszło mi do głowy, że w wytykaniu palcami Żydów jest coś niewłaściwego. Bo dla dziecka wszystko, co się dzieje, jest z grubsza tym, co się dziać powinno. Swoją drogą, dawniej zwykle nie mówiło się „Żyd”. Najczęściej „żydek”, zwłaszcza o dziecku (paradoksalnie Żydzi też tak mówili, choć z intencją pieszczotliwą: jidełe; z tego powodu w Jafie pewna bardzo stara pani pochodząca z Polski zawołała raz do mnie z twardym akcentem: „Żydek, przynieś mnie kawy”).
Wszystko to zaczęło się jednak zmieniać po 1989 r. Nikt już nie mówi do nas „żydki”. Pamiętam, że za komuny na stacji kolejowej w Sobiborze była tablica upamiętniająca obóz – wymieniono na niej wszystkie narodowości ofiar; oczywiście w kolejności alfabetycznej. Dziś wygląda tam już zupełnie inaczej, jednakże kilkanaście metrów od bramy obozu-muzeum straszy monstrualnych rozmiarów napis nagryzmolony farbą na dykcie: „PIWO 7 zł/litr”. Jest wciąż dobry grunt po temu, aby ci, którzy niegdyś „wyrzucili” Żydów z obozów zagłady i nauczyli Polaków myśleć, że komory gazowe były przeznaczone dla Polaków katolików, mogli nadal ratować co się da z tamtych kłamstw i z tamtej ignorancji. Na czym jeszcze żerują?
Z grubsza wygląda to tak. Polacy wiedzą już, że w Auschwitz i obozach zagłady mordowano głównie Żydów. Wierzą, że Żydów zginęło 3 mln (faktycznie nieco mniej), i uwierzyli, że „Polacy nie gorsi”, czyli że ich (etnicznych Polaków, katolików) też zginęło w czasie wojny 3 mln (faktycznie znacznie, znacznie mniej). Ten „remis” wymyślony przez komunistów to ma być jakaś domniemana podstawa „pojednania”. Będzie ono możliwe pod warunkiem utrzymania parytetu fifty-fifty. Co on oznacza? Ano oznacza, że wprawdzie Niemcy eksterminowali w pierwszej kolejności Żydów, lecz Polacy byli „drudzy w kolejce” i spotkałoby ich to samo. Komory gazowe czekały również na Polaków, choć mieli tam trafić nieco później. Żydzi może mieli nieco gorzej niż Polacy, ale nie była to jakaś fundamentalna różnica. Słyszę to od dziesięcioleci. Tłumaczę, wyjaśniam z całą delikatnością, na jaką mnie stać – najczęściej z miernym skutkiem.
Skala niewiedzy o Zagładzie jest ogromna
Wszystkie te bzdury doskonale konweniują z brakiem wiedzy o obozach, dzięki któremu można łatwo manipulować pamięcią o Auschwitz. Czego Polacy w swej masie nie wiedzą? Po pierwsze, nie dysponują jasnym rozróżnieniem pojęć obozu koncentracyjnego, obozu pracy i obozu zagłady. Nie wiedzą, że niektórych przywożono do Auschwitz, żeby wykonywali niewolniczą pracę, innych, aby tą pracą ich zabić, a znaczną większość po to, aby po dokonaniu selekcji na rampie kolejowej zagnać ich do komory gazowej w Birkenau i tam zamordować i spalić w piecu krematoryjnym. Nie wiedzą, że ci, którzy przeżyli, to w większości nieżydowscy więźniowie, których sytuacja była straszna, lecz o wiele lepsza niż więźniów żydowskich. Nie wiedzą też wielu innych rzeczy, o których może lepiej, aby nie wiedzieli. Na przykład tego, że Żyd miał większe szanse przetrwać w Auschwitz (jako więzień) niż poza obozem, a uciekinierzy z obozów czasami sami do nich wracali, nie znajdując żadnego oparcia w ludności, a dzięki powrotowi do obozu ratując się przed linczem. Ani tego, że słynny dr Mengele, a także komendanci obozów w Treblince i Sobiborze uciekli po wojnie do Ameryki Południowej, korzystając z masowej akcji ratowania nazistów, jaką we współpracy z Czerwonym Krzyżem zorganizował Kościół katolicki, zapewniając zbrodniarzom schronienie w klasztorach i wystawiając fałszywe papiery, w tym watykańskie paszporty.
Takich rzeczy jak to, o czym teraz wspomniałem, niemalże nie da się słuchać, a co dopiero przyjąć do wiadomości. Dla Polaka to na razie za dużo. Potrzeba jeszcze pokolenia albo dwóch – na razie będzie negował, wypierał, oburzał się, wreszcie odgryzał nie na temat – a to, że piece krematoryjne obsługiwali Żydzi (obsługiwali), a to, że żydowska policja w gettach była brutalna (była). Niemniej podstawowa wiedza o Zagładzie – czym były obozy śmierci, a czym getta, na czym polegało ukrywanie się, kto i dlaczego się uratował, jak zachowywały się rządy i armie, Kościół i zwykli ludzi w różnych krajach – powinna stać się częścią powszechnego wykształcenia. Wszelako dziś wiedzę taką ma tylko garstka Polaków.
Dlatego te okropne, kompromitujące dla nas wszystkich plakaty mogą sobie spokojnie wisieć. Przechodzą koło nich tłumy, nie widząc w nich nic niestosownego i nie mając pojęcia o tym, jak złe uczucia i intencje za nimi się kryją i jak fatalne dla Polski są konsekwencje takiej propagandy.