Dziś zobaczyliśmy, jak będzie wyglądała działalność Sądu Najwyższego podzielonego na frakcje „starych” i „nowych” sędziów. Na wniosek grupy „starych” nowa prezes Małgorzata Manowska zwołała Zgromadzenie Ogólne, które miało się zająć nieprawidłowościami i kontrowersjami przy wyborze – dwa tygodnie temu – kandydatów na pierwszego prezesa SN. Stało się to, co było do przewidzenia: zabrakło kworum, bo zerwali je „nowi” sędziowie.
Sędziowie uniknęli klasówki
Alibi do niedopełnienia obowiązku stawienia się na obradach dostarczyli neosędziom prezesi neo-Izb: Dyscyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej. Wiedząc, że w tym czasie ma się odbyć Zgromadzenie, udzielili sędziom urlopów.
Niby drobiazg, ale można go potraktować jak nadużycie władzy. To tak jakby lekarz wystawił zwolnienie, bo uczeń boi się klasówki. Teraz więc kolej na pierwszą prezes Małgorzatę Manowską: czy wezwie prezesów tych Izb do wyjaśnień, dlaczego storpedowali zwołane przez nią Zgromadzenie? Czy zainicjuje postępowanie służbowe? Bo o dyscyplinarne trudno, skoro sędziowie Izby Dyscyplinarnej sami nie stawili się na Zgromadzeniu, korzystając z udzielonego im urlopu.
Czytaj też: Prezes SN, co się TSUE nie będzie kłaniać
„Starzy” i nowi w Sądzie Najwyższym
Widać, że starzy i nowi trzymają się w tej chwili w szachu. Nowi blokują te sprawy, które wymagają decyzji Zgromadzenia, bo mogą zrywać kworum (potrzeba dwóch trzecich składu). Starzy, dopóki mają większość w SN, blokują prezes Manowską w jej zapowiedzi, że chce doprowadzić do zmiany uchwały trzech połączonych Izb SN w sprawie statusu neosędziów i zawieszenia Izb Dyscyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej. Tę uchwałę może bowiem zmienić tylko uchwała ogółu sędziów SN.
Marcin Celiński: W pułapce tępego formalizmu