Do domu znanej w Warszawie aktywistki ruchów protestu policja w sile pięciu ludzi wpadła 8 czerwca późnym wieczorem. Młodą kobietę skuto na oczach jej rodziców i małoletniej córki, po czym wyprowadzono do radiowozu. Wcześniej bez nakazu rewizji przeszukano pomieszczenia i zabrano stare telefony oraz laptop.
Czytaj także: Czy minister Szumowski złamał prawo?
Policyjny nalot, kajdanki i 48 godzin na dołku
W protokole zatrzymania tak opisano przyczyny: „osoba podejrzana o to, że w dniach 29–30 maja na terenie Warszawy, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi dotychczas nieustalonymi osobami, dokonała kradzieży z włamaniem do 15 gablot reklamowych umieszczonych w wiatach przystankowych, a następnie dokonała zaboru w celu przywłaszczenia mienia w postaci plakatów o łącznej wartości 450 zł, czym działała na szkodę spółki AMS Spółka Akcyjna. To czyn z artykułu 279 paragraf 1 Kodeksu karnego, czyli tak zwana kradzież z włamaniem – zachodzi obawa zatarcia śladów”.
Chodziło o nocne wieszanie na warszawskich przystankach plakatów krytycznych wobec ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Opisaliśmy w internetowym wydaniu „Polityki” to zdarzenie m.in. z tego powodu, że niżej podpisany był przypadkowym świadkiem akcji.
Kiedy piszę te słowa, zatrzymana po spędzeniu nocy na tzw. dołku w komendzie stołecznej nadal tam przebywa. Jej pełnomocnik prawny mec. Radosław Baszuk nie został wpuszczony do klientki. – Powiedziano mi, że na razie nie przeprowadzono z zatrzymaną żadnych czynności dochodzeniowych – mówi. – Oświadczono też, że gdyby do takich czynności (chodzi o przesłuchanie – przyp. aut.) doszło, dostanę zgodę na towarzyszenie zatrzymanej.
Mecenas usłyszał od policjantów, że być może dzisiaj, czyli 9 czerwca, w ogóle przesłuchania nie będzie. Oznaczałoby to przedłużenie zatrzymania młodej kobiety na kolejny dzień.
Jan Hartman: Szumowski idzie w zaparte, ale eldorado kiedyś się skończy
Kradzież? Włamanie? Zarzuty bez podstaw
Zarzut, chociaż wspomniano o zaledwie 450 zł, brzmi poważnie: kradzież z włamaniem w celu przywłaszczenia rzeczy. Ale w gruncie rzeczy jest całkowicie fałszywy, a to może skutkować zarzutem wobec policjantów o nadużycie uprawnień i rzucanie nieprawdziwych oskarżeń. Fałszywy jest dlatego, że nie doszło ani do włamania, ani do kradzieży. Nie można nazwać włamaniem otworzenia niezabezpieczonych gablot reklamowych zwykłym, dostępnym każdemu kluczem zwanym trójkątem. Nie można nazwać kradzieżą zdjęcia wiszących w gablotach plakatów i pozostawienia ich na przystanku. Zatrzymana kobieta ani nie otwierała gablot, ani nie zdejmowała plakatów, nie wieszała także wizerunków ministra Szumowskiego – jako przypadkowy obserwator akcji wiem, co mówię.
Policję o wymianie plakatów reklamowych na polityczne powiadomiła spółka AMS. Z biznesowego punktu widzenia musiała to zrobić, aby uniknąć zarzutu, że w swoich gablotach umieszcza plakaty polityczne oskarżające ministra. A tak na marginesie – ta spółka należy do Agory, czyli wydawcy „Gazety Wyborczej”, której dziennikarz także relacjonował nocną akcję plakatową. Po tym zawiadomieniu policja wszczęła dochodzenie własne, bez udziału prokuratury. Po prawie 10 dniach wytypowała osobę podejrzaną i – używając licznego oddziału mundurowych – pojmała ją. Osób, z którymi zatrzymana miała działać wspólnie i w porozumieniu, jednak nie ustalono.
Czytaj także: Władza daje swoim zarobić. Nawet na kryzysie
Zatrzymać, aby odstraszyć
Trudno oprzeć się wrażeniu graniczącemu z pewnością, że policyjna operacja była (i jest) pokazówką. Powodem zatrzymania miała być obawa, że podejrzana „będzie zacierać ślady”. Jak niby po tylu dniach miałaby to zrobić – nie wyjaśniono. Dokonano zatrzymania prewencyjnego dość przypadkowej osoby, aczkolwiek znanej warszawskiej policji z udziału w licznych protestach, aby osiągnąć efekt mrożący, który będzie odstraszał wszystkich planujących publicznie zarzucać Szumowskiemu i w ogóle rządowi PiS łamanie prawa. Dokładnie takich trwających po 48 godzin zatrzymań osób działających w ówczesnej opozycji dokonywała w PRL milicja, aby zniechęcać społeczeństwo do kontestowania. I niech ktoś powie teraz, że po(mi)licja nie stała się dla dzisiejszej władzy politycznym narzędziem do zastraszania przeciwników.
Czytaj także: Policjo, bądź przyzwoita! Służysz ludziom, nie partii