„Proszę (…) o modlitwę w tym czasie medialnej nagonki na moją osobę, abym uświęcony niewidzialną mocą Ducha Świętego mógł zawsze służyć Bogu Żywemu przez miłość i służbę ofiarną, której Chrystus jest początkiem, środkiem i dopełnieniem” – napisał bp Edward Janiak w liście do wiernych odczytanym w niedzielę we wszystkich parafiach na terenie diecezji kaliskiej.
Czytaj też: Po filmach Sekielskich w polskim Kościele bez zmian
Księża przeciw bp. Janiakowi
Są trzy mocno udokumentowane przypadki, w których bp Janiak ewidentnie krył pedofilów w sutannach. Pierwszy dotyczy ks. Pawła Kani, który był przenoszony przez przełożonych z diecezji wrocławskiej do bydgoskiej mimo dowodów, że ma skłonności pedofilskie (toczyła się przeciw niemu m.in. sprawa o posiadanie pornografii dziecięcej). Bp Janiak był wówczas biskupem pomocniczym w diecezji wrocławskiej i miał udział w tych przenosinach. Zeznawał nawet w procesie o odszkodowanie, jaki jedna z ofiar wytoczyła tym dwóm diecezjom. Pytany, czy wiedział o pedofilskich skłonnościach podwładnego, wypowiedział znamienne słowa: „Nie mówię tak, nie mówię nie”. W konfrontacji z biblijnym wezwaniem: „niech mowa wasza będzie tak, tak – nie, nie”, zabrzmiało to co najmniej jak zgrzyt. Diecezje – decyzją sądu – zostały zobowiązane do wypłaty odszkodowania.
Drugą historię opowiedzieli bracia Sekielscy w filmie „Zabawa w chowanego” opowiadającym o trzech mężczyznach, którzy w dzieciństwie byli molestowani przez ks. Arkadiusza H., a bp Janiak, świadom tego procederu, nie zdobył się na żadną reakcję.
Wreszcie przypadek trzeci, opisany przez portal OKO.press, o tuszowaniu przez bp. Janiaka przestępstw seksualnych swojego kolegi ks. Edwarda P., który został skazany za molestowanie ministrantów, a rok później prowadził rekolekcje dla dzieci.
Gdy wokół bp. Janiaka wybuchł skandal, a wierni protestowali pod siedzibą kurii kaliskiej, władze diecezji zwołały Radę Kapłańską i zażądały od jej uczestników podpisania listu popierającego bp. Janiaka jako dobrego pasterza. Księża odmówili i był to chyba pierwszy przypadek tak otwartego buntu przeciw biskupowi, który w strukturze Kościoła jest w swojej diecezji władcą absolutnym.
Czytaj też: Bp Janiak czarnym charakterem filmu Sekielskich
Watykańskie młyny mielą powoli
Sprawa została formalnie zgłoszona do Watykanu, a Kongregacja ds. Biskupów upoważniła arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego do przeprowadzenia dochodzenia wstępnego. Przy czym – jak tonuje w jednej z rozmów ks. prof. Andrzej Kobyliński – liczenie na to, że papież Franciszek rozwiąże problem pedofilii w polskim Kościele, jest naiwnością. Watykańskie młyny mielą powoli. Bardzo powoli. Ks. Kobyliński przytacza przykład abp. Juliusza Paetza, który molestował kleryków. Przez blisko 20 lat jego proces nawet się nie rozpoczął. Co prawda Watykan nałożył na abp. Paetza zakaz udzielania święceń, głoszenia kazań, przewodniczenia uroczystościom publicznym, a potem także udziału w nich. Tyle że nic sobie z tego nie robił; bywał, brylował, a nawet koncelebrował msze. Jedną z nich wspólnie z abp. Gądeckim – tym, który dziś ma prowadzić dochodzenie w sprawie bp. Janiaka.
Gdy przed laty przyglądałam się sprawie abp. Paetza, przyszło mi do głowy, że tak jak natężenie prądu mierzy się w amperach, tak natężenie bezwstydu można by mierzyć w paetzach. Dziś zastanawiam się, czy nie lepszą jednostką byłyby „janiaki”. Są mocne dowody? Wierni protestują? Księża odmawiają poparcia? Biskup sam pisze list we własnej obronie i poleca odczytać w podległych sobie kościołach. I nie pada w nim słowo „przepraszam”. To nie molestowane dzieci są ofiarami. Ofiarą jest kościelny hierarcha.
W tej sprawie jak w soczewce widać, że Kościół sam się nie oczyści. Z uporem maniaka powtarza te same błędy, które popełniły inne narodowe Kościoły, gdy wybuchały pedofilskie skandale. I tak jak one nie rozliczy się z grzechów, dopóki sądy, instytucje państwowe i presja wiernych nie przyprą go do muru.
Czytaj też: Zabawa w chowanego, bo nic się nie stało