Kraj

„Hołota chamska”. Nie pierwszy popis zbawcy narodu

Jarosław Kaczyński w Sejmie. Obok Jadwiga Emilewicz i Piotr Gliński Jarosław Kaczyński w Sejmie. Obok Jadwiga Emilewicz i Piotr Gliński Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Człowiek wychwalany jako mąż stanu, zbawca narodu, polityk zasadniczy i szarmancki dżentelmen okazuje się... No właśnie, jak go nazwać, żeby nie wejść w jego stylistykę?

Poseł/prezes dał kolejny popis. Podczas debaty nad wnioskiem o odwołanie ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego opuścił swój fotelik, przedostał się w okolice miejsc przeznaczonych dla członków rządu, po czym wykrzyczał w stronę przemawiającej akurat Barbary Nowackiej i ław opozycji błyskotliwą frazę: „Takiej hołoty chamskiej to jeszcze nikt nie widział w tym Sejmie!”.

Czytaj też: Burza po słowach Kaczyńskiego o „hołocie”

Długa lista fraz Jarosława Kaczyńskiego

Można abstrahować od polszczyzny tego, a jakże, Polaka z krwi i kości, przedstawiciela ponoć najlepszych kręgów inteligencji. Ale zwrot „hołota chamska” od razu trafił do katalogu językowych kuriozów (nie tylko jako pleonazm) autorstwa polityków.

Znalazł się tam zresztą obok innych fraz Jarosława Kaczyńskiego. Na przykład słów: „Ja bez żadnego trybu”, którymi w lipcu 2017 r. usprawiedliwiał wtargnięcie na mównicę poza kolejnością i bez zgody marszałka Sejmu. Albo wyryczanego (z racji wściekłości trudno tu użyć słowa „wypowiedzianego”) zaraz potem do opozycji steku bluzgów i oskarżeń: „Nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata, niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami!”. Czy też kierowanych wobec wszystkich niezgadzających się z wizją PiS określeń typu „najgorszy sort” (z wywiadu dla TV Republika, grudzień 2015), „element najbardziej zdemoralizowany, podły, animalny” (wywiad dla Superstacji, marzec 2016), „łże-elita III Rzeczypospolitej” (orędzie w Sejmie, luty 2006), a wreszcie „oni [stali] tam, gdzie ZOMO” (na wiecu poparcia dla rządu w Stoczni Gdańskiej, październik 2006).

Już lata temu (styczeń 1993) Kaczyński przewodził pod Belwederem manifestacji przeciw ówczesnemu prezydentowi Lechowi Wałęsie i wołał do mikrofonu: „Miał być naszym prezydentem, a okazał się prezydentem tamtych, prezydentem czerwonych”. Przyglądał się, jak jego kompani palą kukłę z podpisem „Bolek”. W jego biografii można znaleźć jeszcze kilka innych podobnych uniesień.

Czytaj też: „Chamska hołota” z offu

Zimnemu strategowi puszczają nerwy

Jasne, każdy może się zdenerwować, mieć gorszy dzień. Także polityk, wszak to ponoć stresujące zajęcie. Ostre, niestety także obraźliwe słowa bywają czasem narzędziem politycznej bijatyki. W przypadku Kaczyńskiego znamienna jest jednak, po pierwsze, spora częstotliwość tych słownych wyskoków. Po drugie, nijak nie przystają one do lansowanej przez jego wyznawców wizji Prezesa: zbawcy Narodu, do bólu racjonalnego i – otóż właśnie! – zimnego stratega, poważnego i statecznego mężczyzny o konserwatywnych przekonaniach, szanującego tradycję, dumnego ze swego inteligenckiego pochodzenia, hołdującego wyniesionej z rodzinnego domu kindersztubie, zwłaszcza w stosunku do kobiet. Po trzecie, na słowach się nie kończy.

Świadectwem identycznej mentalności i arogancji były, by przywołać tylko przykłady z jednej sfery, długo paraliżujące Warszawę i kosztujące miliony złotych miesięcznice smoleńskie, wjeżdżanie wbrew prawu i przepisom na Wawel prywatną limuzyną, by wziąć udział w nabożeństwach za zmarłego brata, a ostatnio ostentacyjne naruszanie rygorów epidemiologicznych podczas uroczystości smoleńskich na pl. Piłsudskiego czy odwiedzin rodzinnego grobu, gdy inni nie mogli tego zrobić.

Jarosław Kaczyński zdaje się mieć po prostu przekonanie, że jemu wolno więcej. Najgorsze, że idzie za tym przeświadczenie, że więcej wolno jego partii i politycznym kompanom. Ale skoro ma się poczucie zbawiania ojczyzny, a jeszcze jakaś część narodu na razie z tym się zgadza, to jakże się dziwić, nieprawdaż?

Jerzy Baczyński: Zza pleców Dudy znów wyjdzie prawdziwy Wielki Przywódca

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną