Udało nam się doprowadzić do tego, że spółki Skarbu Państwa służą obywatelom, a nie wąskiej grupie pseudomenedżerów, którzy głównie zarabiali w spółkach miliony, a społeczeństwo nie miało z tego żadnych korzyści” – stwierdził w zeszłym tygodniu minister aktywów Jacek Sasin w czasie debaty nad wnioskiem o jego odwołanie. Opisujemy mechanizm, który pokazuje, jak PiS doprowadził do tego, że spółki Skarbu Państwa służą umacnianiu władzy partii Jarosława Kaczyńskiego. Ludzie, którzy dzięki partii dostali intratne posady w państwowych spółkach czy zarabiali na kontraktach z nimi, masowo wpłacali w zeszłym roku na fundusz wyborczy PiS.
W Polsce można finansować kampanię tylko z pieniędzy zgromadzonych na specjalnym funduszu wyborczym. Na to konto partia może przelać m.in. swoje środki z subwencji budżetowej, z kredytu, a także gromadzić na nim wpłaty od osób fizycznych. Jedna osoba może przekazać partii na fundusz wyborczy najwyżej 15-krotność pensji minimalnej ustalonej na dany rok. A jeśli w danym roku są podwójne wybory, to hojność darczyńców może równać się 25-krotności najniższego wynagrodzenia. W 2019 r., roku wyborów do europarlamentu i do polskiego parlamentu, osoba fizyczna mogła przekazać na fundusz wyborczy partii 56 tys. 250 zł.
Partie do marca musiały złożyć w Krajowym Biurze Wyborczym sprawozdania finansowe za poprzedni rok. W trybie dostępu dziennikarskiego zapoznaliśmy się z listą wpłat na fundusz wyborczy PiS. Byliśmy ciekawi, kto i po ile złożył się na dwie kampanie partii rządzącej, która znów zdobyła w Polsce władzę. Lista okazała się bardzo długa, dokładnie 4071 wpłat.
Ponad dwa miliony od prezesów i dyrektorów
To zrozumiałe i zgodne ze standardami wyborczymi, kiedy pieniądze na kampanię wpłacają kandydaci. Startują, więc muszą się złożyć na kampanię.