Minister rolnictwa zawzięcie walczy z organizacjami broniącymi praw zwierząt. Właśnie zapowiedział publikację czarnej listy organizacji, które – jak twierdzi – „bezprawnie odbierają rolnikom i hodowcom zwierzęta”. Jan Krzysztof Ardanowski mówi o „szkodliwym społecznie, łajdackim biznesie, który musi być przecięty”. Tak nazywa pracę organizacji pozarządowych i wolontariuszy, którzy od ponad 20 lat ratują od śmierci z głodu i zaniedbania tysiące maltretowanych zwierząt. Psy odcięte z łańcuchów, które wrosły im w szyje, stojące po kolana we własnych odchodach, wyglądające jak szkielety krowy i cielęta (nawet w nadzorowanym osobiście przez ministra państwowym gospodarstwie Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego w Falentach), maleńkie nieodsadzone od matek jagnięta transportowane kilkadziesiąt godzin bez wody i jedzenia. Czy słynne tygrysy z polsko-ukraińskiej granicy. – Ochrona dobrostanu tych wszystkich zwierząt to zadanie ministra rolnictwa, z którego się nie wywiązuje – mówi były przewodniczący parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt Paweł Suski (PO). – Wyręczają go w tym organizacje pozarządowe. Ale minister postanowił się z nimi rozprawić, odbierając im jedyną prerogatywę, którą dysponują.
Najpierw minister próbował ustawowo – w styczniu parlament pracował nad „lex Sachajko”, ustawą praktycznie uniemożliwiającą ratowanie maltretowanych zwierząt, pomysłodawcą której był Jarosława Sachajko, kukizowiec, obrońca futrzarskich ferm. Projekt przepadł. Potem – przy okazji uchwalania tarczy antykryzysowej – pod pretekstem walki z koronawirusem Ardanowski chciał pozbawić organizacje pozarządowe prawa do odbierania zwierząt znęcającym się nad nimi właścicielom. Nie udało się, podobno dzięki interwencji Jarosława Kaczyńskiego.