JACEK ŻAKOWSKI: – I gdzie jest ta pandemia?
TADEUSZ ZIELONKA: – Prawie wszędzie.
Nie widzę. Miał być w Polsce horror i dziesiątki tysięcy ofiar, a po dwóch miesiącach przekroczyliśmy tysiąc przy średnio ponad 30 tys. osób z różnych przyczyn umierających co miesiąc. Rząd znosi ograniczenia, a ludzie, czytając statystyki, przestają wierzyć w tę pandemię.
WHO ogłosiła pandemię, kiedy wirus pojawił się w 140 krajach.
Setki chorób występują w 140 krajach.
Ta jest zakaźna i nowa. Nikt nie wiedział, jak bardzo groźna będzie. I do dziś nikt nie jest tego pewien. Są kraje, gdzie umiera mniej niż 1 proc. zdiagnozowanych chorych, a na przykład w Belgii umiera ponad 16 proc. chorych i jest ponad 800 zgonów na milion mieszkańców.
U nas umarło mniej niż 5 proc. z ponad 20 tys. potwierdzonych zakażeń i ok. 25 osób na milion mieszkańców. W USA miały umrzeć 2 mln osób, a po trzech miesiącach zbliżają się do 100 tys. Na zwykłą sezonową grypę w USA umiera co roku kilkadziesiąt tysięcy, a w Polsce kilkaset osób.
Ale w przypadku grypy nie ma takich restrykcji, mamy skuteczne leki i szczepionki. Co nie zmienia faktu, że SARS-2 nie jest tak groźną zarazą jak dżuma, która potrafiła zabić co trzeciego Europejczyka.
Lekarze teraz więcej umieją.
Na SARS też nie mamy szczepionki ani leku, więc lekarz, jak w czasach dżumy, głównie wspomaga chorego. Okazało się, że ludzkie organizmy reagują lepiej, niż się spodziewaliśmy. Ale w różnych krajach różnie. Różnica śmiertelności jest dwudziestokrotna. Największa jest śmiertelność we Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we włoskiej Lombardii. A to są regiony, które mają najlepszą służbę zdrowia na świecie, wykonują testy i mają wiarygodne dane statystyczne.