Wśród pięciu wskazanych kandydatów jest tylko jeden „stary” sędzia: Włodzimierz Wróbel, profesor UJ i sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego. Pozostali to neosędziowie: Małgorzata Manowska, Tomasz Demendecki, Leszek Bosek i Joanna Misztal-Konecka.
Czy w Polsce warto być sędzią?
Tylko wybór sędziego Wróbla spełnia konstytucyjne kryterium wynikające z równoważności władzy sądowniczej, wykonawczej i ustawodawczej, bo tylko jego poparła większość członków Zgromadzenia Ogólnego. Na 95 głosujących poparło go 50 sędziów.
Przedstawiając swoją kandydaturę, sędzia Wróbel wygłosił poruszającą, krótką mowę w formie wykładu. Tłumaczył, dlaczego to, co się dzieje wokół wyboru kandydatów na prezesa, jest złamaniem konstytucji, po co są konstytucja i Sąd Najwyższy.
„Czy warto być sędzią w tym kraju? – cytował pytanie swojego studenta. – Po co jest to zgromadzenie? Po co my tu siedzimy? Po co się tak kłócimy i spieramy? Po to to robimy, żeby ten bastion pozostał bastionem sprawiedliwości, a nie stał się po prostu lokalem do wynajęcia przez polityków, przyczepą kempingową, w której każdy może sobie siąść i spędzić trochę czasu, albo w którym można rozdawać intratne posady. Po to jest ten bezpiecznik konstytucyjny. (…) Czy wymiar sprawiedliwości dobrze funkcjonował? Pewnie, że nie. Czy należało w takim razie ten wymiar sprawiedliwości po prostu zaorać i powiedzieć, że to wszystko nie ma sensu? (…) Wyjdziemy z tej sali i państwo sędziowie będziecie musieli siąść za stołem sędziowskim i popatrzeć w oczy obywatelom, którzy będą się zastanawiać, bez względu na wasze intencje i bez względu na wasze przekonanie o niezawisłości, będą się zastanawiać, czyim sądem jesteście. Mikołaj, nie rezygnuj, nie rezygnuj z bycia sędzią, nie rezygnuj z bycia prawnikiem, bo to jest taki zawód, w którym trzeba walczyć o innych. W jaki sposób? Walczyć o wspólnotę, walczyć o państwo. Tak jak prawo – prawnicy też mają kręgosłup i w pewnym momencie on się odgina”.
Czytaj też: Warszawa maszeruje w stronę Budapesztu
Sędzia z postępowaniem dyscyplinarnym
Druga w kolejności kandydatka, Małgorzata Manowska, dostała połowę tego poparcia, które ma sędzia Wróbel: 25 głosów. Kolejny jest Tomasz Demendecki – 14 głosów. To człowiek ministra Ziobry. Były komornik z Lublina, który miał postępowanie dyscyplinarne. Zwracał się wtedy o interwencję do ówczesnego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, kolegi ze studiów, zdymisjonowanego później w związku z aferą hejterską. Onet cytuje dokument, z którego wynika, że usiłował zastraszać komorniczy sąd dyscyplinarny. W końcu postępowanie umorzono. Dziś Demendecki orzeka w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i zażądał utajnienia swojego oświadczenia majątkowego.
Kolejni kandydaci to Leszek Bosek (cztery głosy) i Joanna Misztal-Konecka (dwa głosy). Misztal-Konecka, orzekająca w Izbie Cywilnej SN, wraz z Kamilem Zaradkiewiczem i Tomaszem Szanciłą w marcu zeszłego roku skierowali pytanie prawne do Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie ważności powołania sędziów przez neo-KRS. Oczywiście w celu uzyskania potwierdzenia ważności własnego powołania.
Czytaj też: Zaradkiewicz dekomunizuje Sąd Najwyższy
Kogo wskaże Duda?
Największe szanse na nominację prezydencką ma Małgorzata Manowska, profesor nadzwyczajny Uczelni Łazarskiego, w 2007 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, od 2016 dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Jej dorobek dydaktyczny i wiedza prawnicza nie są kwestionowane (z jej podręczników uczą się pokolenia studentów). Kwestionuje się jednak to, że nie zrezygnowała z funkcji dyrektorki szkoły po powołaniu do Sądu Najwyższego w sytuacji, gdy sędziowie mogą jedynie prowadzić działalność naukową i dydaktyczną. Poza tym zainicjowała wymianę kadr, zwalniając, często bez podania powodów, wykładowców związanych ze stowarzyszeniami sędziów i prokuratorów krytykujących upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, a zatrudniając zaufanych „dobrej zmiany”.
Wreszcie obciąża się ją winą za niedawny wyciek danych osobowych 50 tys. sędziów, prokuratorów i innych słuchaczy i pracowników szkoły. Było to tuż przed prezydenckimi wyborami „pocztowymi”, co dodatkowo groziło fałszerstwami na wielką skalę. Za dopuszczenie do wycieku nie poniosła żadnej odpowiedzialności.
Jako pierwsza prezes SN miałaby dwie drogi nacisku na sędziów: może nagradzać ich możliwością dodatkowego zarobku w szkole, której szefuje, a także zarządzać przydzielaniem spraw, bo w SN nie ma losowania.
Czytaj też: Jak zostać sędzią w czasach PiS
SN z połamaniem procedur
Już teraz wiadomo, że nominacja pierwszego prezesa SN odbędzie się sprzecznie z prawem. Połamano procedurę wyboru, tylko jeden kandydat ma poparcie większości sędziów, a do tego Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN nie przyjęło uchwały o przedstawieniu kandydatów prezydentowi. Zamiast tego misję tę powierzył sam sobie mianowany tymczasowym komisarzem przez prezydenta Aleksander Stępkowski. Konieczność przedstawienia kandydatów w drodze uchwały wynika z reguł funkcjonowania ciał kolegialnych, a takim jest Zgromadzenie Ogólne SN.
Czytaj też: Czy ktoś odpowie za nieprzeprowadzenie wyborów?