Niesłusznie, ponieważ one są i czyhają. Na szczęście są też osoby trzymające rękę na pulsie tych zagrożeń. Jedną z nich jest europosłanka PiS Beata Kempa, która – zaniepokojona przeprowadzoną w Parlamencie Europejskim debatą ostro krytykującą polityczne zmiany na Węgrzech – ostrzega o zbliżającym się uderzeniu na Polskę. I niestety nie pozostawia żadnych złudzeń. „Dokument, do którego treści dotarłam – dosłownie w ciągu ostatnich godzin – pokazuje, że to uderzenie może być bardzo poważne” – alarmuje, uprzedzając, że obiektem ataku będzie nasza praworządność, jakość instytucji prawnych, a nawet sposób, w jaki zostały nieprzeprowadzone wybory 10 maja.
Akcję Kempy oceniam wysoko – zdobycie i przeczytanie tego dokumentu wymagało od niej nie lada sprytu, a być może również znajomości jakiegoś języka obcego. Miejmy nadzieję, że Kempa zachowała się odpowiedzialnie i przed upublicznieniem treści pisma zdążyła je przekazać premierowi Morawieckiemu, żeby ten miał czas powołać sztab antykryzysowy, zanim uderzenie nastąpi. Zakładam, że o uderzeniu wie już także prezydent Duda, który o trudnej sytuacji naszego kraju poinformuje niezwłocznie amerykańskich sojuszników, a potem, kto wie, może zarapuje w swoim stylu parę zdań na ten temat.
Cała sytuacja pokazuje, że nasi ludzie w Brukseli muszą mieć oczy i uszy otwarte, bo nigdy nie wiadomo, kiedy komuś w Parlamencie Europejskim albo w Komisji Europejskiej przyjdzie do głowy uderzenie w nasze żywotne interesy oraz instytucje prawne. Przy okazji przekonaliśmy się, że zainstalowanie Beaty Kempy w Brukseli było ze strony rządzących strzałem w dziesiątkę. Swoją akcją potwierdziła nie tylko niezwykłą sprawność w zdobywaniu dokumentów, ale dała się także poznać jako bystry, dysponujący analitycznym umysłem obserwator życia brukselskich elit szykujących uderzenie na Polskę.