Etap sadomasochistycznego uwielbienia dla kolejnych rządowych obostrzeń Polacy mają już zdecydowanie za sobą. Po sobotnich manifestacjach widać, że przykręcanie śruby społeczeństwu było łatwiejsze niż jej odkręcanie. Tym bardziej że odkręcanie w wydaniu rządu Mateusza Morawieckiego bardziej kojarzy się z kręceniem niż racjonalnym działaniem opartym na medycznych parametrach. Po samej kolejności odmrażanych branż widać, że więcej do powiedzenia mają lobbyści niż epidemiolodzy. Trudno się dziwić, że w walce o przetrwanie branże z mniejszą siłą przebicia wyszły na ulicę.
Z badań psychologów z SWPS wynika, że Polacy przekonani o „adekwatności” działań rządzących w czasie pandemii są w mniejszości – 36 proc. badanych. Za to ponad 60 proc. ankietowanych uważa, że reakcja rządu na pandemię jest „przesadna” albo że rząd „nie reaguje należycie”. Zresztą nawet nie znając wyniku tych badań, samemu można odczytać społeczne nastroje, obserwując sposoby noszenia maseczek, a właściwie coraz częściej ich nienoszenie. Podobnie jak po tłumach w parkach i powszechnym łamaniu co bardziej absurdalnych przepisów. Jak ten o parkowaniu pod centrami handlowymi z zachowaniem jednego wolnego miejsca. Polacy nie uwierzyli, że mogą się zarażać przez karoserię swoich aut. Tak samo jak nie uwierzyli, że rząd, który żongluje pandemią za pomocą żenująco niskiej ilości testów, ma jakiś inny cel, niż utrzymać się przy władzy.
Czy te oczy mogą kłamać
Przemianę społecznych nastrojów najlepiej widać po poparciu dla ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, które od zachwytu nad jego podkrążonymi oczami w miesiąc przesunęło się na pozycję człowieka pogrążonego aferą maseczkową. Niezależnie jak zakończy się afera z zakupem lewych maseczek, po znajomości i po zawyżonej cenie, jeszcze większą aferą maseczkową jest to, co minister mówił o sensowności ich noszenia.