Strategia wykracza poza kwestie militarne. Wyraźnie definiuje zagrożenie ze Wschodu i podtrzymuje zamiary szybkiej rozbudowy potencjału obronnego. Mówi też o wzmocnieniu cywilnej roli państwa w wielu obszarach.
Od Newport do ataku koronawirusa
Dokument miał być zaprezentowany w marcu na dorocznej odprawie kierownictwa MON i dowódców wojska z prezydentem. Ale zaatakował koronawirus, który wymusił poprawki. Rządzący bali się, że zdawkowe potraktowanie zagrożeń epidemicznych i hasłowe ujęcie ochrony zdrowia zostaną mocno skrytykowane w czasie epidemii i kampanii. Teraz, gdy wojna z SARS-CoV-2 stała się bardziej wyrównana, a rząd zaczął luzować restrykcje, uznano, że czas strategię pokazać światu.
Ostatni taki dokument z 2014 r. nie miał szczęścia. Opracowany w BBN za prezydentury Bronisława Komorowskiego pod kierownictwem gen. prof. Stanisława Kozieja, uwzględniający wszystkie tradycyjne kierunki polskiej polityki bezpieczeństwa i postulaty stopniowego umacniania obronności, zderzył się potem z nagłym załamaniem ładu strategicznego w Europie, chaotycznymi próbami łatania dziur w obronie oraz emocjami nadchodzącej kampanii, po której Polską rządziła zupełnie inna siła polityczna.
Mimo poprawek przed publikacją w listopadzie 2014 r. – a więc po szczycie NATO w Newport, poświęconym m.in. reakcji na rosyjską agresję na Ukrainę – uznano, że jest nieadekwatny do sytuacji, roli, a przede wszystkim ambicji Polski jako filaru bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO.
Duda kontra Macierewicz
Mimo głośnej krytyki poprzedników i haseł o naprawie rzekomej ruiny obozowi PiS przez cztery lata nie udawało się sformułować nowej strategii. Z początku wskutek konfliktu szefa MON Antoniego Macierewicza ze zwierzchnikiem sił zbrojnych. Efektem była dwuletnia wyrwa w opracowywaniu dokumentów strategicznych, którą MON próbował wypełniać Strategicznym Przeglądem Obronnym, nagłaśnianym jako przełomowy, nazywany strategią, choć niemającym takiej rangi.
Zamieszanie było tak duże, że prezydent zatwierdzał nowe dokumenty formalnie „podległe” strategii, mimo że ona sama pozostawała bez zmian. Stanisław Koziej mówił o „stawianiu wozu przed koniem”, inni o działaniu „bez żadnego trybu” w kluczowej materii, w której łatwo o potknięcie, a i wiarygodność jest tu niezwykle ważna.
Porozumienie Pałacu z resortem nadeszło wraz z nastaniem w MON Mariusza Błaszczaka. Ale dwa lata permanentnej kampanii wyborczej nie sprzyjały tej pracy. Strategia Bezpieczeństwa Narodowego musiała poczekać na spokojniejszy okres (tak, był taki w polskiej polityce) między wyborami parlamentarnymi na jesieni 2019 r. a obecną kampanią. Po kilkumiesięcznej obróbce projekt opracowany w BBN został wynegocjowany z rządem i ujrzał światło dzienne. Andrzej Duda zamierzał uczynić ze strategii jeden z motorów swojej kampanii, ale – i tu wracamy do początku – zaatakowała epidemia.
Rosyjskie zagrożenie i super-Stany
Strategia musi dotyczyć czegoś więcej niż bieżące problemy, ma opisywać krajobraz bezpieczeństwa i wyznaczać drogę do niego. Dlatego nie może dziwić, że poza różnicami w języku i niuansami w podejściu do niektórych tematów nowa strategia nie odbiega bardzo od poprzedniej. Katalog wartości musi być przecież identyczny niezależnie od tego, kto rządzi. Są więc suwerenność, nienaruszalność terytorium, prawa i wolności obywateli, ich bezpieczeństwo, ochrona dziedzictwa narodowego i środowiska naturalnego. Ale jak zapewnić osiągnięcie najważniejszych celów? Tu już jest miejsce do dyskusji. Wybrałem kilka wątków, moim zdaniem najciekawszych.
Strategia Komorowskiego–Kozieja bywała najostrzej krytykowana za miękki opis relacji z Rosją i w tym obszarze strategia Dudy–Solocha podejmuje najmocniejszą polemikę z poprzednikami. „Najpoważniejsze zagrożenie stanowi neoimperialna polityka władz Federacji Rosyjskiej, realizowana również przy użyciu siły militarnej” – nowy dokument jednoznacznie przesądza, kto jest potencjalnym wrogiem. Trzy poświęcone Rosji akapity wymieniają poza agresją militarną na Gruzję, Krym i wschodnią Ukrainę także zagrożenia wynikające z postępującej militaryzacji Obwodu Kaliningradzkiego, ćwiczeń użycia broni jądrowej w regionie i działań hybrydowych poniżej progu otwartej agresji – w tym dezinformacji i cyberataków. Prognoza nie jest optymistyczna: „Należy przyjąć, że Federacja Rosyjska będzie kontynuowała politykę podważania obecnego ładu międzynarodowego, opartego na prawie międzynarodowym, w celu odbudowy pozycji mocarstwowej i stref wpływów”.
Zapewne ten fragment strategii będzie najbardziej zauważony na świecie, nie ma też wątpliwości, że napiętnuje go Moskwa. Dyplomaci klasycznej szkoły będą narzekać na ostry język, zwolennicy „podejścia realnego” przyklasną, że nazywa rzeczy po imieniu. Na szczęście SBN 2020 nie rezygnuje ze wsparcia dwutorowej polityki NATO wobec Rosji, wzmacniania, odstraszania i obrony przy jednoczesnej gotowości do dialogu. I że poza Rosją za zagrożenie dla globalnej stabilności postrzega też wznowioną rywalizację wszystkich wielkich mocarstw – z USA i Chinami.
Niestety, spojrzenie globalne ma wyraźną wadę. O ile poprzednia strategia ostrzegała, że ryzykiem dla europejskiego bezpieczeństwa jest reorientacja amerykańskiej polityki ku Azji, nowa zdaje się tego problemu nie dostrzegać, mimo że za prezydentury Donalda Trumpa stał się on jeszcze wyraźniejszy. „Strategiczne więzi między Stanami Zjednoczonymi Ameryki a europejskimi sojusznikami przechodzą ewolucję” – takim eufemizmem opisano konflikt administracji Trumpa z większością europejskich krajów NATO i Unią. Współpraca z USA w ujęciu nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego to dla Polski same korzyści, ryzyko nieść mają zaś głównie niesnaski w łonie NATO i UE.
Jak zarządzać kryzysem
Ale tak naprawdę to nie opis świata zewnętrznego czyni nową SBN interesującą. Znalazło się w niej wiele rozwiązań wewnętrznych, które warte są uwagi. Sama strategia oczywiście nie ma „mocy wykonawczej”, jej instytucjonalne postulaty muszą zostać przełożone na język ustaw, rozporządzeń i praktyki rządzenia. Ale jak słychać z okolic BBN, po uzgodnieniach z rządem jest wola – o ile cała konstrukcja polityczna zaraz się nie rozleci – by strategię wdrożyć.
Najpierw chodzi o to, by postawić ją na szczycie hierarchii dokumentów strategicznych i planistycznych w zakresie bezpieczeństwa i obrony (koniec ze „stawianiem wozu przed koniem”). Z uporządkowaniem „bałaganu w papierach” pójść ma reforma instytucji. Postuluje się powołanie stałego komitetu rady ministrów do spraw bezpieczeństwa jako koordynatora polityk, strategii i programów rozsianych po wielu resortach. Taki komitet, z ministrem-członkiem rady ministrów na czele, miałby stałego zastępcę w postaci wiceszefa BBN, ale w pracę włączałby też marszałków Sejmu i Senatu. Byłby nową instytucją, jej przewodniczący zyskałby rangę porównywalną z wicepremierem ds. bezpieczeństwa. Pomysł ciekawy, lekko kontrowersyjny, ale zaakceptowany nawet przez MON, który mógłby na takim rozwiązaniu stracić najwięcej władzy i prestiżu.
Jeszcze bardziej szczegółowo nowa SBN wchodzi w system zarządzania kryzysowego, kierowania i dowodzenia, postulując pogodzenie rozwiązań czasu pokoju i wojny, miękkie przechodzenie od jednego do drugiego w miarę narastania kryzysu. Oraz połączenie kluczowych decydentów siecią łączności. Wszystko ma ułatwić ustawa o zarządzaniu bezpieczeństwem narodowym, nad którą prace mają ruszyć „niezwłocznie” pod auspicjami BBN. Cała wcześniejsza krytyka strategii straciłaby na znaczeniu, gdyby to wszystko się udało.
Polska wersja „total defence”
Równie dobrze byłoby, gdyby za 10–15 lat – bo wcześniej nie ma mowy – udało się zaszczepić w Polsce koncepcję powszechnej odporności państwa na zagrożenia militarne i pozamilitarne, nazwaną w SBN „obroną powszechną”. To rodzima wersja modnej w krajach skandynawskich czy w Szwajcarii idei „total defence”. Strategia widzi powszechność obrony jako „wysiłek całego narodu oraz budowanie zrozumienia dla rozwoju odporności i zdolności obronnych”. Zaczyna się od edukacji, musi to być zakorzenione w bliskich ludziom instytucjach, tworzyć obronę cywilną i ochronę ludności (również w obliczu epidemii), przygotowywać nas na funkcjonowanie przy braku dostaw energii, żywności czy wody, budować świadomość zagrożeń cyfrowych itp. Odporność została zrównana z obronnością jako filarem bezpieczeństwa państwa i dobrze, jeśli w ślad za tym pójdą reformy systemowe i odpowiednie finansowanie tego pozawojskowego aparatu bezpieczeństwa. W nadchodzącym kryzysie na wszystko nie wystarczy, ale warto się zastanowić, czy z wydatków czysto obronnych nie warto na ten cel nieco uszczknąć.
Ile i na co wydawać
SBN powtarza za to – co w obecnej sytuacji zaskakuje – postulat prezydenta Dudy o finansowaniu obronności na poziomie 2,5 proc. PKB od 2024 r. Duda mówił o tym dwukrotnie, ale nie zostało to podchwycone ani przez premiera, ani przez szefa MON. Sejm, przy ponadpartyjnym porozumieniu, uchwalił w 2018 r. wzrost wydatków obronnych do 2,5 proc. PKB, ale ścieżkę dojścia do takiego poziomu wyznaczył na ponad dekadę. Prezydent chciał skrócenia dystansu niemal o połowę i wpisał to do strategii uzgodnionej z rządem. Uczynił z tego pierwszy punkt rozdziału poświęconego siłom zbrojnym. Czy oznacza to istotne zwiększenie wydatków obronnych mimo nadchodzącego spadku PKB? Gdyby tak było, Polska jeszcze bardziej wyróżniałaby się w NATO. Awantura polityczna jest jednak więcej niż pewna, bo w kampanii prezydenckiej wiele mówiło się o zamrożeniu czy wręcz cięciu wydatków na wojsko i zbrojenia w obliczu kryzysu.
A na co te pieniądze mają iść? Nowa strategia zawiera pakiet znanych od dawna postulatów dotyczących zdolności wojska, ale akcenty rozkłada inaczej. Na pierwszym miejscu wymienia struktury dowodzenia, konieczność uzupełnienia i utrzymania „zasobów osobowych i sprzętowych”, mobilność i wsparcie logistyczne wojsk, usprawnienie naboru i kształcenia. Czyli na pierwszym miejscu stawia ludzi, nie ich uzbrojenie. Oczywiście padają też znane cele – budowy systemu świadomości sytuacyjnej, łączności i dowodzenia, obrony antyrakietowej i przeciwpancernej, systemów antydostępowych. BBN zaprzeczyłby kilkuletnim i bezskutecznym zabiegom, gdyby nie umieścił osobnego punktu dotyczącego zdolności operacyjnych Marynarki Wojennej. Cały podrozdział poświęcony jest cyberbezpieczeństwu (nie tylko militarnemu), a kolejny przestrzeni informacyjnej, pobieżnie potraktowanej sześć lat temu. SBN stara się nadążać za wojną, która przeniosła się dziś w inny wymiar.
Kilka słów na każdy temat
Słabością nowej strategii są hasłowe odniesienia do większości tematów niezwiązanych wprost z bezpieczeństwem militarnym. Na przykład: „Zbudować Centralny Port Komunikacyjny i włączyć go do krajowego systemu transportowego” – łatwo powiedzieć. Albo: „Wykorzystywać potencjał i szanse wynikające z nadmorskiego położenia Polski” – może ktoś podchwyci, byle nie przez odsłonięcie kolejnej stępki jakiegoś promu.
Dalej: „Zwiększyć liczbę i poszerzyć kompetencje personelu medycznego oraz przeciwdziałać migracji pracowników ochrony zdrowia poza granice kraju” – każdy by się podpisał, zwłaszcza dziś, ale to wymaga ogromnych pieniędzy. W kontekście antysądowej kampanii PiS na ironię zakrawa fragment: „Wzmocnić pewność obrotu prawnego poprzez: zapewnienie skutecznej ochrony prawnej obywatelom, sprawnie funkcjonującego sądownictwa i właściwego wykonywania orzeczeń sądowych”.
Podobnie zdawkowo i ogólnikowo sformułowanych postulatów jest kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset. Zupełnie jakby ktoś miał potrzebę dodania kilku słów na każdy temat.
Zapisano, że za realizację nowej strategii odpowiadają poszczególni ministrowie, samorządowcy, wojewodowie i inni urzędnicy. Ale przecież SBN nie przełoży się automatycznie ani natychmiast na ustawy i budżety. Być może więc hasła te znajdą rozwinięcie w innych dokumentach. Bez tego pozostaną pustosłowiem, zaśmiecającym skądinąd ważny dokument.